niedziela, 3 marca 2013

Okołoremakowo: Kunjikkoonan (2002), Chithram (1988), Kadolara Kavithaigal (1986)

Zasadniczo nie lubię remaków, ale niniejszą notką chciałam pokazać, że to nie zawsze jest taki prosty, 'zero-jedynkowy' układ:) Tytuły, o których chcę napisać to bowiem oryginalne wersje filmów, które oglądałam jakiś czas temu i bardzo mi się podobały (a oglądając je w większości przypadków nie miałam pojęcia, że są remakami^^). Czy zatem taka 'powtórka z rozrywki' (zasadniczo we wszystkich przypadkach remaki okazały się fabularnie bardzo wierne - zresztą w większości kręcili je ci sami reżyserzy) sprawi, że oglądanie oryginałów nie okaże się już tak interesujące, czy może remaki (jako wtórne) stracą w moich oczach, a może ani to ani to? No właśnie różnie to może być:D

Kunjikkoonan (2002) - czyli mallu pierwowzór tamilskiego Perazhalagana (2005)
Historię uczucia Suryi-garbusa do niewidomej Jyothiki i Suryi-'chodzącego testosteronu' do drugiej Jyothiki obejrzałam gdzieś na początku mojej przygody z kinem kolly, znaczy dawno, dawno temu i mam z tego seansu bardzo miłe wspomnienia:) Dopiero sporo potem doczytałam się, iż to był remake filmu mallu. Z nieznanym mi jeszcze wówczas Dileepem. Którego potem zdążyłam polubić jako nie-amanta. I tak też jest w tym filmie, bo Dileep-garbus jest świetny, natomiast owo drugie 'studencko-testosteronowe' wcielenie niekoniecznie mnie przekonuje. Niewątpliwym plusem jest natomiast fakt, iż jego ojca gra Nedumudi. Mała rólka, ale potrafił  zaznaczyć swoją obecność. Odmiennie niż w remaku główne role żeńskie grają tu dwie różne aktorki (tę ciekawszą postać Nayya Nair). Z obecną wiedzą mogę też przypuszczać, iż rolę owej kandydatki na żonę, którą na pocżątku idzie zobaczyć nasz garbaty bohater, gra facet:D (jest u Keralczyków taki charakterystyczny aktor wiadomej postury:D). I jeszcze próbka klipowa (w większości pomysły na nie też są te same):
Podsumowując: oryginał oglądało mi się nieźle, ale chyba wolę jednak wersję z Suryą:)

Chithram (1988) - czyli keralski pierwowzór telugowego Alludu Gaaru (1990)
Telugowy film o 'fałszywym zięciu' z Mohanem Babu i Shobaną oglądałam całkiem niedawno, niemniej, w związku z kiepskością dostępnych w sieci danych o starszych południowych filmach, nawet nie podejrzewałam wtedy, iż nie jest to oryginalna fabuła, a jedyne o czym ewentualnie marzyłam to potencjalny podpisany bolly remake (dziś już wiem, że jak najbardziej bolly wersja też jest:D Jak i inne 'okoliczne' remaki:P) Teraz, po obejrzeniu oryginalnej wersji, wypada przede wszystkim odwołać cokolwiek z ówczesnych pochwał dla Raghavendry Rao. Znaczy jego zasługi polegają 'tylko' na tym, że po prostu bardzo tego remaku nie schrzanił (tylko ciut:P), natomiast główne peany należą się autorowi oryginalnego (fantastycznego!) scenariusza, czyli Sreenivasanowi. Choć to nie tylko jego zasługa, iż oglądając po raz kolejny tę samą historię ponownie ją przeżywałam (i to jak!) Bo dołożył się do tego też oczywiście reżyser (dawno twierdzę iż najlepsze rzeczy Priyadarshana to te południowe), no i last but not least fantastyczni aktorzy! Nie da się bowiem ukryć iż Mohanlal aktorsko 'bije' Mohana Babu na głowę, a Nedumudi Chandramohana (który mnie ogólnie dosyć w telugowej wersji irytował) to już w ogóle. To dzięki nim wszystkim ta wersja jest.. subtelniejsza? (a przez to mocniej 'uderzająca' prosto w serce). I próbka karnatyczna (co zachowało się i w telugowym remaku):
Podsumowując: cieszę się, że dzięki wersji telugu w ogóle odkryłam tę historię, ale dopiero w mallu to jeden z moich ulubionych filmów ever:)

Kadolara Kavithaigal (1986) - czyli tamilski pierwowzór telugowej Aradhany (1987)
Zabierając się za telugową wersję tej lirycznej historii pewnego uczucia wiedziałam, że to remake tamila, ale bardzo chciałam zobaczyć Chiru w takiej właśnie roli i stąd taka, a nie inna seansowa kolejność:) Zachwycił mnie przede wszystkim klimat tej historii. Współtworzony w dużej mierze chyba nawet nie tyle rolami aktorów (choć bardzo mi się podobali), co niesamowitą muzyką maestra Illayaraji (która długo potem 'za mną chodziła'). Muzyką, która teoretycznie w wersji tamilskiej jest identyczna. Teoretycznie, bo jednak bardziej pasują mi do niej słowa telugu:P Podobny 'problem' miałam z aktorami: nie żeby byli źli, ale po prostu Chiru mnie w tej roli urzekł jednak bardziej od Satyaraja (którego przecież ogólnie także bardzo cenię i lubię), a Suhasini podobała się bardziej od Rekhi. Czy w tym akurat przypadku zadziałało 'prawo pierwszeństwa'? Możliwe:). A to tamilska wersja mojego ulubionego utworu:
Podsumowując: nie wiem, jakby było, gdybym oglądała to w odwrotnej kolejności, ale zdecydowanie bliższy mojemu sercu jest w tym przypadku telugowy remake:)

A kolejną 'okołoremakową' serię planuję w 'drugą stronę': znaczy chcę się zabrać za parę potencjalnie nieźle zapowiadających się (choćby ciekawie obsadzonych) remaków filmów, które bardzo podobały mi się w oryginalnej wersji:P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz