sobota, 27 lipca 2013

Świeża 'paczka' filmów z Kerali: 'Celluloid', 'Manjadikuru', 'Natholi Oru Cheriya Meenalla', 'Red Wine', 'Da Thadiya'

Chyba najczęściej sięgam ostatnio po nowości z Kerali (znaczy najwięcej potencjalnie ciekawych, a dostępnych potem z napisami, rzeczy tam znajduję), oto więc kolejna porcja:)

Celluloid
O filmie (a w zasadzie stojącej za nim historii)  pisałam już na etapie oczekiwania na niego. Czy ta opowieść o 'ojcu kina mallu'  sprostała moim oczekiwaniom? Hmm.. nie do końca, ale fakt, że oczekiwania były bardzo wygórowane, a historia chyba trudniejsza do opowiedzenia niż choćby biografia Phalkie'go, który, aczkolwiek nie bez trudności, osiągnął jednak można powiedzieć sukces, więc można było do tego podejść lekko i z humorem. Tymczasem, jak wiadomo, JC Daniel nie miał co liczyć na jakieś uznanie współczesnych (o 'poklepywaniu po ramieniu' przez Anglików nawet nie mówiąc) i zmarł w biedzie i zapomnieniu. Próba mariażu lekkości i entuzjazmu 'fazy tworzenia' w pierwszej części filmu z 'cięższą' w emocje drugą nie do końca Kamalowi wyszła. Doceniając szlachetne intencje twórców (ta historia dawno zasługiwała na opowiedzenie) widz (przynajmniej ja:P) ma jednak poczucie, że czegoś mu tu brakuje. I chyba jednak bardziej od historii Daniela ujęły mnie tu losy Rosy - owej pierwszej aktorki, która dzięki filmowi na chwilę trafiła do innego (normalnie niedostępnego dla niej) świata, po to tylko, by chwilę później tym brutalniej zostać 'ściągniętą na ziemię'. Tak czy siak dla tych, których interesuje także historia czy kulisy kina pozycja raczej obowiązkowa:)

Manjadikuru
Film, na który trzeba się było trochę oczekać, bo powstał już jakieś pięć lat temu, ale jeździł sobie tylko (z sukcesami) po festiwalach, a dopiero niedawno trafił - w końcu - do kin, a potem na dvd (znaczy może są jeszcze szanse i dla Electry np). W międzyczasie reżyserka nakręciła choćby jeden z segmentów w Kerala Cafe czy napisała dialogi do Ustad Hotel. Manjadikuru to, osadzona w latach 70-tych, nostalgiczna i klimatyczna podróż  sentymentalna do czasów, gdy to dorosły już dziś bohater, jako bodajże 10-latek przyjechał z rodzicami do domu dziadków, na rodzinny pogrzeb (i podział majątku). Te kilkanaście dni na wsi wiele go nauczyło: od pływania i łowienia ryb poczynając, na lekcjach życia kończąc. Jeśli chcecie zanurzyć się w takie klimaty (a może i odświeżyć pewne wspomnienia czy emocje z własnego dzieciństwa) to polecam tę niespieszną opowieść. Niekoniecznie zaś z powodu chęci zobaczenia Prithviego, bo jego to głównie tylko słychać (jest narratorem), a widać tylko przez chwilę na koniec:)

Natholi Oru Cheriya Meenalla
Tytuł  (Anchoi nie jest małą rybą) jest równie szurnięty jak sam film, w którym to rzeczywistość przeplata się z pisarską fantazją bohatera tworząc prawdziwie wybuchowy koktajl.  Ja tam lubię różne 'zakręcone' rzeczy, więc mi się podobało, ale pewnie nie do każdego to trafi:) Fahaad ma tu dwa wcielenia i naprawdę trudno mi orzec, czy jest lepszy  jako nerwowo chichocząca przy pisaniu pierdoła czy jako tańczący w halce do ganganam style super pewny siebie maczo^^ No a dodatkowo te smaczki: poczynając od wstępu będącego hmm... specyficzną mahabharatową wariacją, poprzez pomysł, iż bohater urodził się prawie w trakcie tego filmu (i jego alter ego będzie potem używać imienia i kwestii Mohanlalowego antybohatera) na smakowitych (jeśli się włoży trochę wysiłku w ich rozszyfrowanie) cameach kończąc. Zatem jeśli ktoś zechce się też pobawić kinem, to dobry wybór, jeśli  po prostu obejrzeć 'normalny' film może być rozczarowany:)

Red Wine
Dość sztampowy kryminał, w którym to Mohanlal jako oficer policji wyjaśnia sprawę śmierci Fahaada - nieźle zapowiadającego się scenicznego aktora, ale i aktywnego lewicującego działacza. Co ma  z tym wspólnego Asifowy bohater nie zdradzę, niemniej akurat jego rolę uważam za 'najsłabsze ogniwo' (i zastanawiałam się, czy - pomimo rutynowej w sumie fabuły - film by jednak nie zyskał, gdyby obu młodych aktorów obsadzić odwrotnie...) Ogląda się bez bólu, ale i bez wielkiego napięcia. Zastanawiam się też (bezskutecznie), o co miało chodzić z tym tytułowym 'czerwonym winem' (poza tym, że przez chwilę leje się w filmie - podkreślane śpiewaniem piosenki Marley'a zresztą:P)

Da Thadiya 
Ashique Abu (ten od Salt&Pepper czy 22 Female Kottayam) w całkiem innych klimatach - choć znów z niebanalnym bohaterem, bo tytułowym 'grubasem':) Przesłanie (iż nie rozmiar jest ważny, ale to co w środku) doceniam (zwłaszcza widząc jakie - 'modelowe':P - wzorce są lansowane w większości indyjskich filmów), niemniej sam film, pomijając parę smaczków (postać zafascynowanej Rajinim Knight Rider!), oceniam jako średni: ogląda się nieźle, ale bez wielkiego 'przejęcia' i raczej nie zostanie mi na dłużej w pamięci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz