poniedziałek, 23 czerwca 2014

Piękne panie z dawnych lat :)

Nawet takie 'coś' jak Humsakalas może mieć i pozytywne strony: po raz kolejny ruszyła bowiem medialna fala przypominania panów w kobiecych rolach. No więc skusiło mnie na podobne zestawienie^^ Nie zamierzam jednak wyliczać crossdressingowych wcieleń Khanów i innych obecnych gwiazd (bo to zbyt 'oklepane':P), ale wspomnieć starsze przykłady tegoż (takie do lat 80-tych włącznie powiedzmy).  Z północy, bo panami z południa (starszymi i młodszymi) zajmowałam się kompleksowo już jakiś czas temu .

 Trafiłam gdzieś na tezę, że prekursorem takowych przebieranek był Mehmood. Hmm.. no nie wiem, czy był aż pierwszy (za chwilę zresztą podam i na to przykład:P), ale z pewnością miał ich na koncie trochę:D 
 Oto np. Dil Tera Diwana (1962 rok)
Johar Mehmood in Honkong (1971)
Albo geisha z Love in Tokyo (1965)
 
Ale ciut wcześniej za panią przebierał się też Kishore Kumar. Tak skutecznie, że musiał opędzać się od awansów Prana^^ Oto cudowna piosenka z Half Ticket (1961):
Duże zasługi w dziedzinie crossdresingu mają też Kapoorowie. Może nie Raj (a przynajmniej nic na ten temat na razie nie znalazłam), ale jego młodsi bracia i syn już jak najbardziej. Dowody?

Shammi w Bluffmasterze (1963)
Shashi w Haseena Maan Jayeegi (1968)
 
 Jeśli chodzi o Shashiego to zresztą nie było jego jedyne kobiece wcielenie w tym filmie^^
Przechodząc natomiast do Rishiego wystarczy chyba powiedzieć, że film Rafoo Chakkar z 1975 roku był inspirowany Pół żartem, pół serio, żeby mieć już pojęcie, co się musiało w nim dziać^^ I działo się, oj działo:D Oto Rishi jako sceniczna szansonistka - w piórach i podwiązkach^^
  A i poza sceną wyglądał niczego sobie^^

No i jeszcze była Ajooba (1991).
A co powiecie na słynnego wrestlera, Darę Singha w kobiecym wcieleniu? Że niemożliwe? A jednak :D
Film Lootera (1965)    I cały klip
A teraz mały akcent bengalski z zamianą ról w obie strony:) Gościnny występ Biswajeeta w filmie Kismat (1968). Partneruje mu Babita:
Mówiąc o crossdressingu nie można z pewnością zapomnieć Biga z Laawaris (1982). Jego wcielenia w piosence  z tego filmu są kultowe do dziś:)


A jak Big to musi być i Dharmendra (jakoś mi się tak panowie kojarzą razem:D)

Khatron Ke Katil (1981).  Wizualizacja. A kto wie po fotce, kto towarzyszy tu Dharamowi?


 Z podobnych lat pochodzi kobiece wcielenie Sanju (tyle, że dla niego był to dopiero początek kariery):
Mera Faisla (1986)
Pisałam, że skończę na latach 80-tych, ale myślę, że należy jeszcze uwzględnić Govindę z  lat 90-tych.
Shola aur Shabnam (1992)
Aunty nr 1 (1998)

Prawda, że piękny zbiór pań wyszedł? ;) 

A na koniec jeszcze trochę zagadek 'w drugą stronę'. Kto to jest?^^
Bo to to chyba ciut za łatwe :)



Strony pomocne w tworzeniu notki:
http://blog.buzzintown.com/2014/06/top-20-female-avatars-of-bollywood-actors-cross-dressing-at-its-best/ 
http://photogallery.indiatimes.com/celebs/celeb-themes/male-actors-in-female-dress/articleshow/22255143.cms

niedziela, 15 czerwca 2014

Maa Bhoomi (1979) - 'nasza (telangańska) ziemia'

Wyodrębnienie Telangany jako osobnego stanu i śmierć 'Telangana' Sakuntali (aktorki charakterystycznej, bardzo kojarzonej z tym regionem) to myślę dobra okazja do 'odgrzebania' forumowej notki o filmie, który jest, można powiedzieć, 'wizytówką' tego regionu.

Wprawdzie przy okazji kina telugu nie pisze się raczej specjalnie o nurcie paralell jako takim, ale to nie znaczy, że nie powstawały w tym języku żadne filmy, które można by do takiego kina zaliczyć. I Maa bhoomi jest tego dobrym przykładem. Zrealizowany przez Bengalczyka, na podstawie powieści urdu Jab Khet Jaage Krishana Chandera, film przypomina bowiem bardziej paradokumentalne dzieła S.Raya (przynajmniej ja miałam skojarzenia z Pather Panchali np) niż komercyjną produkcję. Zresztą trudno się chyba dziwić, skoro Goutham Ghose był wcześniej znany jako dokumentalista (a to był jego fabularny debiut).
Film opowiada o ważnym okresie w historii Telangany - latach 40, czyli tuż przed odzyskaniem niepodległości przez Indie, gdy to w ówczesnym księstwie Hajdarabadu rządził ostatni nizam (a w zasadzie w jego imieniu ziemscy feudałowie - dorowie), by pokazać potem i proces przyłączenia tych ziem do Indii oraz - zainspirowanej przez ruch komunistyczny - chłopskiej rewolty przeciwko feudałom (rebelia telangańska). Wszystko z punktu widzenia warstw niższych, przede wszystkim chłopskich. Bohaterem filmu jest młody wieśniak Ramaiah, który najpierw jest świadkiem 'działań' zamindarów i dorów w swej rodzinnej wsi: metod zbierania podatków od chłopów, korupcji i nadużywania swej władzy (w tym seksualnego wykorzystywania dziewcząt, które im się podobają), potem udaje się do miasta, gdzie poznaje życie robotników (i jednocześnie styka się z ideologią komunistyczną), by powrócić znów do swej wsi - już po to, by stać się agitatorem przygotowującym grunt do zmian (znaczy rebelii przeciwko panom).
Tak jak napisałam na początku, film ma paradokumentalny styl, podobno reżyser przed nakręceniem go przez parę miesięcy jeździł po Telanganie starając się poznać tamtejszą kulturę, tradycje, zwyczaje, język itp i to wszystko widać potem w filmie: znaczy mamy takie 'samo życie', zwłaszcza w tej pierwszej części wiejskiej: obraz codziennej pracy, ale i pewnych obrzędów, zwyczajów itp. Maa bhoomi do dziś uważa się zresztą za jeden z najlepiej oddających telangańskie realia (w tym i język) obrazów. Ważny był także z innego powodu: bo odniósł nie tylko sukces artystyczny (Nandi i National Award dla najlepszego filmu), ale i kasowy, co zachęciło paru innych filmowców do podobnych prób. 
Nie ma żadnych klipów, ale muzyki jest sporo, bowiem - jak to i w naszych obrazach o wsi (jak Chłopi czy Nad Niemnem) - pieśni towarzyszą i pracy, i różnym uroczystościom. I strasznie fajne to melodie swoją drogą. Oto np pieśń na napisach początkowych:
Film zachował się w bardzo kiepskiej kopii, znacznie przyciętej względem oryginalnego czasu trwania (gdzieś z godzinę chyba) i to niestety da się odczuć w trakcie oglądania (że czegoś miejscami jednak jakby brakowało, a zwłaszcza końcówki, stąd o losie bohatera dowiedziałam się dopiero z retrospekcyjnego streszczenia w necie). Za to są angielskie napisy (widać zawsze coś za coś...)   

piątek, 6 czerwca 2014

Pannaiyarum Padminiyum (2014) - dawnych samochodów czar ;)

Kino to wehikuł magiczny. Jedną z jego największych zalet jest właśnie możliwość przenoszenia widza w czasie i przestrzeni, i wywoływania emocji i wspomnień (nawet jeśli formalnie te wspomnienia nie są jego i sam w ogóle nie odczuwa specjalnych emocji wobec aut;D). To jest też zasadniczy chyba atut tej opowieści o samochodzie pewnego tamilskiego posiadacza ziemskiego (pannaiyara), kultowym ponoć w Indiach Padmini (stąd i - raczej niełatwy do zapamiętania - tytuł filmu, będącego zresztą fabularnym rozszerzeniem wcześniejszej krótkometrażówki). Uroczej, niespiesznie toczącej się opowieści (ten klimat kojarzył mi się zresztą z Vaagai Sooda Vaa) o aucie traktowanym jako przedmiot dumy i pożądania (a w zasadzie i członka rodziny) i ludziach z nim związanych. Właścicielu, który jest tak dobrym panem, że użycza jedynego wówczas w okolicy samochodu na różne 'okolicznościowe' potrzeby (toczy się więc i w nim ów nieustający 'krąg życia', bo i rodzą się tam - w drodze do szpitala - dzieci, ale też potrafi służyć jako karawan pogrzebowy). Murugesanie, który jest jego 'szoferem'. Związanych z nimi kobiet. Wreszcie okolicznych dzieciakach, które marzą, żeby choć raz przejechać się takim samochodem.  Taki mały, cudowny światek, w którym - z jednym wyjątkiem - ludzie są tak zwyczajnie sympatyczni (co bynajmniej nie równa się z byciem idealnym, co to to nie:D) I na tym polega urok tego filmu. Na uchwyceniu takich małych momentów 'z życia'. Fantastycznie przedstawiona historia zakochania się Murugesana - w trakcie uroczystości pogrzebowych ojca dziewczyny (i gdy próbuje opanować swe rozanielenie wioząc ją samochodem, na dachu którego 'jadą' zwłoki jej ojca). Bo przecież zauroczenie po prostu przychodzi - niezależnie, czy moment jest akurat 'stosowny':) Albo zabiegi pannaiyara, żeby wreszcie nauczyć się samemu jeździć samochodem (i móc zawieźć żonę 'z fasonem' do świątyni na rocznicę ślubu).  Mieszane uczucia Murugana względem tych starań 'pana' (bo z jednej strony dobrze mu przecież życzy, ale z drugiej boi się, że przestanie mu być potem potrzebny...) Nie sądziłam też, że tak szybko po zeszłorocznym telugowym Midhunam zobaczę kolejny indyjski film, w którym tyle miejsca poświęca się cudownej, dojrzałej relacji między parą ludzi, którzy na dodatek wcale się tyle co nie poznali (czy spotkali po latach), ale są małżeństwem już od lat. Jakżesz fantastycznie się to ogląda:

Słów parę może jeszcze o obsadzie. O ile panowie - Vijay Sethupati i Jayaprakash - to już moi 'dobrzy (i bardzo lubiani) znajomi', o tyle przy paniach były pewne zaskoczenia:) Iyshwarya Rajesh skojarzyła mi się bowiem z Iniyą (czyli znów reminiscencje z Vaagai Sooda Vaa:D), a przy 'sprawdzaniu' na Wiki Tulasi przeżyłam mały szok, że owszem znam ją - z roli chłopca w Shankarabhanaram:O W każdym razie wszyscy świetnie się tu spisali. Są jeszcze bardzo ładnie (bo naturalnie) wkomponowane w akcję SA - których zdradzać nie będę:) Nastrojowa, klimatyczna muzyka. I niewymuszony humor. Ogólnie, jeśli ktoś chce spokojnego, 'zwyczajnego'  filmu, który wywołuje, trwającego jeszcze sporo po seansie, 'banana' na twarzy, to myślę dobry wybór. Dla mnie mocny kandydat do tytułu najlepszego tamilskiego filmu tego roku.

sobota, 31 maja 2014

Kitaab (1977) - Gulzarowski świat dziecka

*w przeddzień Dnia Dziecka 'odgrzewana' notka o filmie przypominającym, jak to jest być dzieckiem*
 

Bablę poznajemy w pociągu. Jedzie na gapę. Dokąd? Z retrospekcji dowiadujemy się, że chce wrócić na wieś, do mamy, która to wysłała go wcześniej do miasta, pod opiekę starszej, zamężnej już siostry - po to by zapewnić synowi dobrą edukację a więc i lepszą przyszłość. Ale Babli nie czuł się specjalnie dobrze ani w szkole, ani w domu siostry i szwagra. W końcu więc uciekł...

 
W filmie przeplatają się dwie płaszczyzny czasowe: bieżąca podróż Babli przez Indie (czyli trochę kino drogi), w trakcie której poznaje różnych ludzi i poznaje np. oblicza bezdomności czy żebractwa oraz wspomnienia chłopaka z dzieciństwa na wsi (relacji z matką) oraz pobytu w mieście (czyli szkoła i dom siostry i szwagra) - czyli tak bardziej w kierunku psychologicznym.
 
Babli to taki zwyczajny chłopak. Który nie jest prymusem w szkole, lubi czasem porozrabiać, próbuje papierosów, nie jest przygotowany do lekcji itp. Ale jest na tyle wrażliwy, że dotkliwie odczuwa wymierzane mu kary (nieustannie wysyłane pisma do opiekunów, ich wymówki itp). I narasta w nim poczucie, że nikt go nie rozumie, za to wszyscy wciąż czegoś od niego chcą - czegoś, do czego on sam nie ma specjalnego przekonania (znaczy, żeby się dobrze uczył:P). Owszem, w miarę najlepszy kontakt ma ze szwagrem (przekochany Uttam, w jednym ze swych nielicznych występów w kinie hindi), ale i ten kilka razy jako dorosły go 'zawodzi'... Stąd coraz bardziej jedyną osobą, która go bezwarunkowo kochała i rozumiała wydaje mu się jego matka.

'Kitaab' to film o tym, jak potrafi się różnić świat dziecka od świata dorosłych. I jak trudno się nieraz tym światom zrozumieć. Dorośli zwykle nie pamiętają już, że kiedyś sami byli dziećmi, myślą głównie realistycznie i praktycznie, chcą dobrze (przynajmniej w swojej ocenie), ale nie zawsze potrafią dziecku wytłumaczyć, jaki sens mają ich oczekiwania. I bardziej tłumaczyć, niż tylko wymagać i narzucać. Choć oczywiście to też nie jest tak, że dorosły musi być idealny i nie mogą mu się zdarzyć 'potknięcia'. I tu naprawdę strasznie fajna była ta Uttamowa postać szwagra. Owszem, zdarzyło mu się i unieść, ale potrafił potem się do tego przyznać i przeprosić, no i podobało mi się w ogóle jego podejście. Będąca trochę na drugim planie jego relacja z żoną też zresztą przeciekawa (i też nie tak jednoznaczna).
'Kitaab' to też obraz prawdziwych Indii. Takich zwyczajnych i 'codziennych'.
Nawet 'wstawki muzyczne' (bo nie nazwałabym tego raczej klipami) są częścią codziennego życia - a to
dzieciaki szaleją w szkole, a to tęskna piosenka matki przy codziennej pracy, a to śpiewanie w podróży.

Podobno film się specjalnie nie sprzedał, ale należy do ulubionych samego Gulzara. I ja go rozumiem. Bo to taka prosta, poruszająca i w sumie ciepła (choć nie łatwo optymistyczna) opowieść.

poniedziałek, 26 maja 2014

Lubimy znane, czyli o tytułach filmów wziętych z piosenek - cz II, kino telugu

Już po napisaniu poprzedniej notki zdałam sobie sprawę z pewnego ciekawego myślę zjawiska: jakkolwiek za 'złotą epokę' kina hindi uważane są lata 50-60, tak większość 'podbieranych' na tytuły filmów muzycznych hitów pochodzi jednak nie z tej epoki, ale z lat 70. No więc u Telugów jest 'po bożemu', znaczy 'złotą epoką' są (też) lata 50 i cała masa tytułów pochodzi właśnie z ówczesnych evergreenów.  Prym 'tytułowego zagłębia' wiedzie zaś nic innego jak sztandarowy telugowy klasyk, czyli Maya Bazaar. Prawie każda piosenka z niej została bowiem wykorzystana później jako tytuł filmu, a niektóre nawet nie raz. Ów 'trend' rozpoczął zaś w latach 80-tych (i to na dość szeroką skalę) słynny reżyser Jandhyala. 
A zatem moja ukochana 'łasuchowa piosenka', czyli Vivaha Bhojanambu dała tytuł filmowi z 1988 roku:
W tym samym roku Jandhyala nakręcił też Choopulu Kalasina Subhavela:
A rok wcześniej Aha Naa Pellanta:
 

która zresztą niedawno została wykorzystana ponownie jako tytuł filmu - komedii z 2011 roku z Allarim Nareshem.

Z innych popularnych (znaczy nie u nas, ale w AP ten film był sporym hitem) 'mayabaazarowych zapożyczeń' warto chyba jeszcze wspomnieć o Lahiri Lahiri Lahirilo (2002r.)
Bardziej znanym i u nas tytułem jest za to jak sądzę wielki hit Venkiego sprzed kilku lat - Aduvari matalaku ardhale verule. Ten przekazujący starą prawdę o kobietach 'językołamacz' pochodzi z piosenki z innego popularnego klasyka z lat 50 - Missammy:
Inna, 'księżycowa' piosenka z tegoż filmu posłużyła natomiast za tytuł jednego z filmów Nagarjuny - Ravoyi chandamama z 1999r.
A skoro już jesteśmy przy Nagu.. pisałam w części hindi o zjawisku ponownego wykorzystania hitowej piosenki danej gwiazdy (tam Dharmendry). W przypadku Naga rzecz sięga jeszcze głębiej, bowiem Greeku Veerudu to nie tylko tytuł piosenki z jego hitu Ninne pelladutha (1996r), ale i używany od tego czasu wobec samego Naga 'przydomek'. Kwestią czasu było więc chyba, kiedy jakiś reżyser zdecyduje się tak zatytułować jakiś film z osławionym amantem kina telugu, no i niedawno to właśnie nastąpiło.
Inna piosenka z tego samego filmu, romantyczna ballada, posłużyła niedawno także jako tytuł telugowej wersji filmu znanego tamilskiego reżysera, Gauthama Menona - Yeto Vellipoindi Manasu:
Podobnie 'zapożyczył się' ostatnio także inny tamilski reżyser. Emito Ee Maya, czyli nowy, jeszcze nie wyświetlany film Cherana (ze Sharwanandem i Nithyą Menon) wziął bowiem tytuł z piosenki z filmu Uma Chandi Gowri Sankarula Katha (1968r.)
A kolejnym przebojem z filmu NTRa wykorzystanym do zatytułowania filmu z ostatnich lat jest Devudu Chesina Manushulu. To bowiem nie tylko film z Ravim Teją, ale przede wszystkim tytułowy utwór z filmu z 1973 roku:
 W powyższym filmie obok  NTRa zagrał też Krishna. Piosenka z jednego z jego najsłynniejszych filmów, Alluri Seetha Ramaraju (1974r.), dała niedawno tytuł filmowi Vishnu Manchu - Vasthadu Naa Raju (2011):
Pochodzący z tego samego roku film brata Vishnu, Manoja, wyreżyserowany przez Raghavendrę Rao Jhummandi Nadam dostał natomiast tytuł piosenki z jednego z wczesnych filmów Vishwanatha -  Siri Siri Muvva (1976r.)
Zgrozą byłoby, gdyby w zestawieniu nie znalazło się nic z Chirowych hitów (bo przecież nie służą tylko do remiksowania w filmach Charana:P). Słynna 'kurka złotopiórka', czyli Bangaru kodipetta (oryginalnie z Gharana Mogudu - 1992r.) posłużyła np. niedawno jako tytuł filmu z Nikhilem i Swathi:


A Malli Malli Idi Rani Roju z filmu Raakshasudu jako tytuł telugowego projektu Sharwananda i Nithyi:
 Pora jeszcze na jakieś przykłady całkiem świeżych zapożyczeń (znaczy gdy od piosenki do filmu o tym samym tytule upływa ledwie kilka lat).  Sukces Happy Days Kammuli (2007) sprawił, że już 4 lata później powstał film ze Siddarthem i Shruti zatytułowany Oh my friend:
 Piosenka Mr.Perfect z Aryy2 (2009r) dała tytuł filmowi Prabhasa (2011):


Ale 'czasowym' rekordzistą zdaje się być i tak film Nitina Gunde Jaari Gallanthayyinde z 2013 roku. Został bowiem zaczerpnięty z refrenu piosenki z zaledwie o rok wcześniejszego filmu Pawana Gabbar Singh:

Zresztą do dziś co najmniej dwie inne piosenki z tegoż filmu (Kevvu Keka i Pilla Nuvvu Leni Jeevitham) też stały się tytułami filmów.  Ale, podobnie jak przy części hindi, trudno w jednej notce całkowicie wyczerpać temat...


Pomocne w przygotowaniu notki artykuły:
http://telugu.way2movies.com/exclusivesingle_telugu/Popular-Telugu-songs,-now-Tollywood-film-titles--11-244500.html
http://timesofindia.indiatimes.com/entertainment/telugu/movies/news-interviews/Tollywood--on-a-song/articleshow/14270811.cms
http://cinetara.com/slideshows/popular-telugu-songs-as-movie-titles/


Ps. Bardzo chciałabym przygotować też podobne zestawienia z kina tamilskiego i mallu, niestety - tu zdecydowanie brakuje mi materiału:( Jeśli zatem ktoś byłby w stanie podesłać mi jakieś 'źródło inspiracji' byłabym bardzo wdzięczna.

niedziela, 18 maja 2014

Lubimy znane, czyli o tytułach filmów wziętych z piosenek - cz I, kino hindi

Jak to mówił kiedyś inżynier Mamoń: 'jak może mi się podobać coś, czego nie znam'^^ Zgodnie z ową logiką twórcy indyjskich filmów nieraz nadają swym filmom tytuły świetnie już znane i dobrze kojarzone przez widzów. Biorą je bowiem z hitowych piosenek z wcześniejszych filmów :P Oto parę przykładów - na razie tylko z kina hindi :)

Myślicie, że słynne hasło Dilwale Dulhania Le Jayenge wymyślił Aditya Chopra? A gdzie tam. Wziął je z piosenki  z filmu 'Chor Machaye Shor' (1974r.) Czyli pierwszy śpiewał je Shashi Kapoor - głosem Kishore'a Kumara:)
YRF zresztą ogólnie często z takich zapożyczeń korzysta. Przykłady?
Może od najświeższego: tytuł ostatniego filmu 'wujka Yasha', Jab Tak Hai Jaan, pochodzi oczywiście ze słynnej piosenki ze Sholay - tej, w której to Hema-Basanti tańczy na potłuczonym szkle:
Jhoom Barabar Jhoom to słynne qawalli z kiepskiego filmu 5 rifles. I jakkowiek ów film dawno został zapomniany, numer janaba Aziza Nazana cieszy się wciąż uznaniem.
Laaga Chunari Mein Daag wzięło swój tytuł z filmu Raja Kapoora i Nutan Dil Hi To Hai (1963r):


Chalte Chalte pochodzi z piosenki i filmu o tym samym tytule - cudownej ballady Kishore'a Kumara:
Uważni słuchacze dostrzegli już pewnie, że ten sam numer dał tytuł jednemu z filmów Karana Johara:P W jej refrenie pobrzmiewa bowiem Kabhi Alvida Naa Kehna:D No coż, Karan dawno deklaruje się jako wielbiciel starego kina i muzyki^^
Kolejny przykład jak ta miłość przekłada się na tytuły jego filmów to Kabhi Khushi Kabhie Gham - bo wzięte zostało z piosenki z filmu Basu Chaterjee'ego Baton Baton Mein z 1979r. (a zaraz przy tej frazie usłyszycie w tejże piosence i tytuł innego Yashowego filmu - Tara ra pam pam^^)
Nie tylko jednak romantyczne historie spod znaku YRF-Dharmy korzystają z tej strategii 'automatycznego pozytywnego kojarzenia swych filmów ze starymi szlagierami'. Weźmy bowiem społeczne Rang the Basanti. Którego tytuł pochodzi z innego filmu z Bhagatem Singhiem, Shaheeda z 1965 roku:


Albo np mroczne Ek Hasina Thi. Skąd pochodzi jego tytuł? Ano ze słynnego Karza z 1980 roku:


Choć niezaprzeczalnie chyba z tytułów hitowych piosenek Kapoorów najczęściej korzysta się przy filmach ze 'spadkobiercą rodu',czyli Ranbireem:P I tak np. Bachna Ae Haseeno zostało wzięte z Hum Kisise Kum Naheen (1977 rok i cudowny Rishie z trąbką:))
Yeh Jawaani Hai Deewani natomiast pochodzi z filmu z Randhirem - Jawani Diwani (1972r)
'Po rodzinie' - choć w trochę innej linii  - poszła także Zoya Akhtar, wszak  tytuł Zindagi Milegi Na Dobara wzięła z Rock On, czyli filmu (i piosenki) brata:
Tytułowe zapożyczenia bywają właśnie bowiem i bliższe w sensie czasowym. Wystarczyło np zaledwie kilka lat, żeby Buuum Buum Bole (z Taare Zameen Paar) czy Chance Pe Dance (z Rab Ne Bana Di Jodi) stały się także tytułami filmów. 

Jest też możliwość, iż film bierze starą, hitową piosenkę zarówno jako swój tytuł, jak i remiksuje sam numer. Sztandarowym (i cholernie 'skopanym') przykładem jest tu Dum Maaro Dum -oryginalnie mega popularny do dziś hit z 'upaloną' Zeenat z filmu  Hare Rama Hare Krishna (1971r)
 Można też wykorzystać po latach swoją własną piosenkę (znaczy ze swojego hitowego filmu). Przykład? Yamla Paagla Deewana wzięła tytuł z bardzo popularnego numeru Dharmendry z filmu Pratiggyya (1975r):
A żeby nie było, że to zjawisko pojawiło się dopiero w ostatnich latach (choć niewątpliwie się bardzo nasiliło:P) - jedna z moich ulubionych klasycznych komedii, Chashme Buddoor (1981r., znaczy nie mylić z zeszłorocznym czymś, - 'odgrzewającym' znacznie więcej niż sam tytuł) wzięła swój tytuł z piosenki z Saasural (1961 rok): 


Tak, wiem, że można by podać jeszcze wieeele innych przykładów, ale obawiam się, iż ta jedna notka ich i tak wszystkich nie pomieści, więc na tym na razie kończę:) A następnym razem zajmę się podobnym zjawiskiem w kinie telugu.


Artykuły pomocne w opracowaniu notki:
http://www.dnaindia.com/entertainment/report-old-hindi-songs-now-remixed-as-bollywood-titles-1147897
http://www.bollywood.com/bollywood-titles-now-song-now-film
"Bum Bum Bole" from "Taare Zameen Par" and "Chance Pe Dance" from Shah Rukh Khan-starrer "Rab Ne Bana Di Jodi". - See more at: http://www.bollywood.com/bollywood-titles-now-song-now-film#sthash.VkflH45a.dpuf

niedziela, 11 maja 2014

Tiladaanam/Thiladanam (2003) - o braminach i pieniądzach

Na początek coś o tytule (bo myślę, że to ważne): otóż tiladaanam to jeden z hinduistycznych rytuałów polegający na przejęciu przez bramina negatywnego wpływu Saturna na daną osobę (która to wręczając braminowi datek (daanam) jakby 'przekazuje' mu równocześnie ów negatywny efekt planety).
 
Bohaterem filmu jest starszy już bramin Subramanya Sastry. Kiedyś bardzo ceniony, teraz żyje w niedostatku, a jego źródłem utrzymania są właśnie owe 'tiladaamowe' datki oraz praca przy noszeniu zwłok. A na utrzymaniu ma jeszcze synową w zaawansowanej ciąży - Padmę. Jej mąż, a syn Sastry'ego - Raghuram 'zniknął w lesie'... Gdy samemu Sastry'emu potrzebne będzie przeprowadzenie pewnego rytuału, okaże się, że nie stać go nawet na opłacenie innych, potrzebnych do niego braminów..
Tiladaanam to film o upadku pewnych wartości. Pokazuje sporą część braminów jako osoby po prostu 'świadczące usługi', wg twardo ustalonego cennika. Charakterystyczna jest taka scena, gdy to pewien młody bramin ma obiekcje przed podjęciem się przeprowadzenia pewnego obrzędu, bo - jak mówi drugiemu (granemu przez Tanikellę) - nie zna dokładnie używanych do jego przeprowadzenia słów. I jaką radę słyszy? 'A myślisz, że ci, u których będziesz to przeprowadzał je znają? Wymyślisz coś i już. A oni naprawdę dobrze karmią'. Wcale się nie dziwię, że film miał problem z cenzurą pod zarzutem przedstawiania środowiska braminów w złym świetle (choć reżyser tłumaczył w wywiadzie, że nie oskarża całego środowiska, tylko piętnuje pewne zachowania).
Inna ciekawa sprawa w filmie to relacje ojca z synem. Trudne relacje, bo ich poglądy bardzo się różnią. Nawet nie na cel, bo obaj chcą w jakiś sposób pomagać innym, ale na przyjmowane w tym celu metody. Syn neguje rytuały i religijne podejście ojca (uważając je za martwe przesądy). Ojciec nie zgadza się z rewolucyjno-'makiawelistowskim' podejściem syna. I w sumie, czy nie ma racji, że to nie może być tak, iż 'cel uświęca środki'? Syna gra Brahmaji, którego uwielbiam, ale jakoś trudno mi było w tym filmie polubić jego bohatera. Bardziej chyba widziałam w nim nie całkiem dojrzałego jednak egoistę. Choć owszem, jego decyzja mi zaimponowała. Z drugiej strony to nie było też tak, że wszystkie jego 'zarzuty' były tak całkiem nieuzasadnione. Trudno mi się całkiem dziwić, że nie chciał żyć jak ojciec, widząc, że ten nie jest w żaden sposób za to doceniany. A najbardziej przemówiła do mnie postać żony. Inteligentnej dziewczyny, która dużo rozumie, ale na niewiele ma w sumie wpływ (o właśnie, mimochodem pokazano też jak naiwne bywa myślenie pt. 'jak się faceta ożeni, to zacznie inaczej myśleć/zmieni się/żona go zmieni' itp), za to to na niej wszystko się chyba najbardziej odbija (ech, za często ostatecznie to jednak kobiety najbardziej 'płacą') Jaya Sheela nie mówi za wiele, bardziej wyrażą swoje emocje oczami czy mimiką. Mnie naprawdę poruszyła. 

Tiladaanam, który jest fabularnym debiutem krytyka filmowego (i okazjonalnie scenarzysty, np słynnego filmu 'Daasi'), KNT Sastry'ego (tego samego, który to trochę później zrobił Kamli) był pierwszym indyjskim filmem, który zdobył nagrodę na festiwalu w Busan - dla najlepszego filmu azjatyckiego [filmy z tego festiwalu miewały nawet swój panel na krakowskiej OffCamerze]. Prócz tego dostał też Nationala i Nandi za najlepszy debiut. Warto go zobaczyć.