poniedziałek, 7 lipca 2014

Filmfare South Awards 2013 - nominacje

Kilka dni temu ogłoszono nominacje do południowych nagród Filmfare za 2013 rok. Strasznie późno, ale zapewne dzięki temu (i mojemu projektowi 'podsumowań roku':P) zaskakująco dużo tytułów już znam. Najwięcej z mallu, bo tam i ciekawie i można liczyć na podpisane dvd, mniej tamilskich (bo literek często brak:/), a najmniej z telugu i kannada (tu nie tyle przez dostępność dvd, co mało ciekawych dla mnie produkcji). Postanowiłam się więc pokusić na przedstawienie nominacji w najważniejszych kategoriach opatrzonych moim małym komentarzem.
Zacznę od południa południa (znaczy tego, co ciekawsze;))




KINO MALLU

Najlepszy film Najlepszy reżyser
Widziałam wszystko:) Wszystkie nominacje są naprawdę 'słuszne' -  nie ma tu żadnego 'nieporozumienia'. Laureatów (w obu kategoriach, bo trudno mi to rozdzielać, zresztą nawet nominacje się prawie pokrywają) - zarówno patrząc z punktu widzenia własnych preferencji, jak i potencjalnych gustów Keralczyków - upatrywałabym pomiędzy Amen a Drishyam. 

Najlepszy aktor Najlepsza aktorka
Aktorskie role widzialam wszystkie i sprawa znów łatwa nie jest. Odrzuciłabym raczej Jayarama (nie przekonał mnie na tyle), małe szanse ma chyba Indrajith, ale pozostała trójka może mocno - i słusznie - powalczyć. Osobiście zagłosowałabym pewnie na Fahaadową nerwicę natręctw^^
Jeśli chodzi o panie widziałam tylko 3 role. I kibicuję bezsprzecznie - co napisałam od razu przy notce o filmie - Ann Augustine.

Jeśli chodzi o role męskie nawet nie będę się tu kusić o pozory rzeczowego obiektywizmu: father Vatoly z Amen <3Panie z tego grona widziałam tylko dwie i w zasadzie obie mi się podobały podobnie. Patrząc 'po keralsku' pewnie największe szanse ma Asha Sarath.

Najlepsza muzyka
Zważywszy na to, co najbardziej mi się 'pałętało' po głowie (i przed seansem i po) bezsprzecznie (i czysto subiektywnie) stawiam  na Amen :)


KINO TAMILSKIE
Zaskakujący myślę jest tu przede wszystkim brak świetnie ocenianego filmu Mysskina (i samego reżysera)  Z nominowanej szóstki widziałam połowę (chyba trzeba będzie  w końcu zagryźć zęby i obejrzeć ThangaMeenkal i Thalaimuraigal saute). Przede wszystkim mam szczerą nadzieję, że nie wygra Vishwaropam, który to film uważam za dalszy ciąg megalomanii Kamala. Liczę też, że nie wygra Singam II (choć tego nie widziałam:P). Nie sądzę, aby aż na nagrodę zasługiwał film Bali - że lepszy od jego poprzednich rzeczy to jeszcze mało. Stawiam na Haridasa (mój ulubiony zeszłoroczny tamil, z tego co widziałam) albo te dwa tytuły, które muszę nadrobić.

Z powodów wymienionych już powyżej 'odrzucam'' role Kamala i Suryi. Byłoby niedobrym sygnałem dla owych aktorów nagradzanie za nie. Ajith był największym atutem Arrambam, ale to jednak za mało przy sztampowo i płytko napisanej roli. Arthava był niezły, ale naprawdę fantastyczne kreacje stworzyli Dhanush i Kishore i mam szczerą nadzieję, że wygra któryś z nich.
Jeśli chodzi o panie to nie widziałam Trishy i Pooji. W 'aktorski cud' od pierwszej jakoś nie wierzę - nie w takiej produkcji. Pooja mogła stworzyć faktycznie ciekawą kreację w Gauthamowym kobiecym thrillerze. Zachwyty nad Nayan uważam za jednak przesadzone. Sneha w Haridasie była bardzo dobra, ale nie jestem przekonana, czy to aż pierwszoplanowa rola. Kibicuję więc Parvarthi i Vedhice :)

W obu kategoriach nominacje za Arrambam to nieporozumienie. Tych ról się nawet specjalnie nie pamięta.  Jai w Raja Rani był irytującym deja vu postaci z EE. Nazriya była urocza, ale czy to aż na laury?
Jeśli chodzi o panów to stawiam na 'ojca-marzenie', czyli Sathyaraja - absolutnie najlepszą część Raja Rani, przy paniach trudno mi wskazać swoją faworytkę (bardzo ciekawam roli Padmapriyi, bo ona naprawdę potrafi zabłysnąć w dobrej roli).

Ewidentne starcie 'uznanego mistrza' z 'młodym talentem'. I Rahman i Anirudh mają tu bowiem po dwa albumy. W zasadzie chyba chciałabym zwycięstwa świeżości, bo Rahman coraz częściej to jednak 'rutyna', ale akurat soundtrack Maaryana baaardzo mi się podobał.


KINO TELUGU
Jak zwykle u Telugów - cienko (by nie rzec 'sztampowa bida z nędzą'). Skusiłam się na dwa filmy z tej piątki - oba przyjęłam letnio. Reszty raczej ruszać nie zamierzam. A AMAT nawet nominacji nie dostał:/
Jak znam Telugów to wygra Pawanowy film. Ewentualnie Maheshowo-Venkowy.  Bo Telugowie rozumują wciąż głównie starami. I kryterium specyficznie pojmowanej 'rozrywki'.

Najlepszy aktor Najlepsza aktorka
Tak naprawdę aktorów ze świecą na tej liście szukać. Gwiazd natomiast pełno :P  Zważywszy na status ogólny (bazę fanów) wygra pewnie Pawan. I - 'do kompletu' - Samantha. Znaczy ' nuda, panie, nuda'.

Venky w kategorii drugoplanowej - prawie koniec świata :D I pewnie nawet nie wygra:P Bo myślę, że raczej jego ekranowy ojciec (ach te telugowe 'fantazje' obsadowe^^), czyli Prakash
Ale przynajmniej będę trzymać kciuki za wygraną Anjali :)
Mnie osobiście nie urzekło nic  z tych melodii. Ale pewnie statuetkę dostanie Devi Sri Prasad.


 KINO KANNADA

Orientuję się tu zdecydowanie za mało, żeby nawet próbować typować. Na pewno fajnym sygnałem byłoby, gdyby Pawan Kumar dostał nagrodę za reżyserię - Lucia to naprawdę ważny film dla kina kannada, bardzo nowatorski a skoro już sam obraz szans na statuetkę nie ma, to choć jego twórcę mógliby Kannadyczycy i w ten sposób uhonorować.

Nie mam pojęcia, kto mógłby i powinien wygrać. Dlatego listy z drugiego planu już nawet przytaczać nie będę.
Osobiście urzekła mnie muzyka z Myny.


12 lipca okaże się, na ile kwalifikuję się na 'przeciętnego widza' z poszczególnych stanów :P 

Ps.Listy nominowanych skopiowałam z Wikipedii.


środa, 2 lipca 2014

Filmowy przegląd 2013 roku - aneks

Także już zwyczajowo chciałam powrócić do przeglądu indyjskich filmów minionego roku, 'uzupełniając' go o tytuły z  listy 'do zobaczenia', które w międzyczasie udało mi się obejrzeć (przeważnie dlatego, że wreszcie wyszły na dvd).

Pandiyanadu (tamilski)
Suseenthiran to reżyser tyleż ciekawy co nierówny. Potrafi zrobić zarówno dobre, kameralne kino (Azhagarsamiyin Kudhirai dostało nawet Nationala), jak i regularnego 'komercyjniaka' (z 'dnem dna' w postaci Rajapatti). Vishal to aktor, który przez lata miał opinię sztampowego mass hiroła, ale odkąd zagrał u Bali zdecydowanie odważniej eksperymentuje ze swymi rolami i w tej chwili jego wybory wydają się być ciekawsze niż np te Suryi. Poza tym zostały mu chyba jakieś ciągoty do grania postaci z jakąś  ułomnością:D U Bali jak wiadomo grał zezowatego (ponoć ewenement w kinie nie tylko indyjskim, ale i światowym), w tegorocznym Naan Sigappu Manithan jego bohater cierpi na narkolepsję, a w Pandiyanadu gdy się denerwuje (znaczy głównie, gdy ma zagadać do dziewczyny, która mu się podoba) to...się jąka. I to też mnie ujęło:D Fabularnie filmowi bliżej do hiroł movie, ale nie jest stricte sztampowo, bo i ów bohater nie taki dzielny i niezwyciężony (w zasadzie cały film raczej bardziej unika 'starć' z przeciwnikami, dopiero pod koniec się faktycznie bije), a i wątek uczucia do tej dziewczyny (przez które się i wpakuje w kłopoty) też okazuje się dość niebanalny i wcale nie rozwiązany: 'i żyli długo i szczęśliwie'.


Ship of Theseus (hindi)
Dość długo 'obchodziłam' ten film z daleka. Przestraszyła mnie chyba trochę panująca wokół niego aura (jeśli komuś się wydaje, że w kinie indyjskim nie ma autorskich projektów, które nawet koneserom ambitniejszego kina może być trudno dooglądać to mało znaczy jeszcze z niego widział:P) W końcu postanowiłam jednak spróbować.  Dobra wiadomość jest taka, że to dobry, ale i oglądalny film:D Świetnie zrealizowany i zdecydowanie 'o czymś'.  Swoją drogą nie wiem, jakim cudem, czytając wszak wcześniej niemało o filmie, jakoś 'przegapiłam', że ów tytułowy paradoks (znaczy na ile po wymianie jakiegoś elementu statku jest on nadal tym samym statkiem) odnosi się tutaj do kwestii transplantacji organów, ale to faktycznie bardzo interesujące zagadnienie i ujęte tu w różnych płaszczyznach. Jakkolwiek z pewnością potrafię zatem dostrzec i docenić zalety filmu (na płaszczyźnie bardziej intelektualnej) mam z nim jednak jeden malutki problem: po prostu mnie nie zachwycił/urzekł (a lubię jak oglądane kino to ze mną robi).



Nadan (malajalam)
Kamal to - podobnie jak Suseenthiran - także reżyser dość nierówny. Początek Nadan - z cudownymi sekwencjami z historii keralskiego ruchu teatralnego (powiązanego zresztą, a jakże, z ruchem komunistycznym) -  zapowiadał naprawdę fajną rzecz. Taką o ginącej sztuce i tradycji (co mi się zresztą skojarzyło trochę z  telugowym Krishnam Vande Jagadgurum - którego jednak nie mam odwagi obejrzeć:P), a scena, gdy to bohater,  prowadzący z dziada pradziada klasyczny teatr, idzie na pewną baaardzo nowoczesną sztukę i w końcu nie wytrzymuje tego, co się dzieje na scenie i 'wybucha', wydała mi się jakże bliska i odbywającym się u nas dyskusjom o kierunku rozwoju teatru. Niestety, moja radość nie trwała długo, bo okazało się, że Kamal postanowił przedstawić raczej 'dramat artysty'. Z nadmierną dawką wielce melodramatycznych (a dość przewidywalnych) scen.  Szkoda :/


Pune 52 (marathi)
Kiedy straciłam już nadzieję, że uda mi się obejrzeć to marackie neo noir, którego plakaty i trailer obejrzane ponad rok temu wyglądały tak ciekawie, niespodziewanie dystrybutor wrzucił je na YT.  Skorzystałam więc natychmiast z okazji, no i niestety nastąpiło rozczarowanie.  Nie jestem jakąś wielką fanką kina noir, ale sięgając po taki film spodziewam się pewnych konkretnych rzeczy charakterystycznych dla owej konwencji, a w Pune 52 - mimo tego, że głównym bohaterem był prowadzący różne śledztwa prywatny detektyw, który pewnego dnia poznaje tajemniczą kobietę (czyli niby wszystko 'klasycznie') - zabrakło mi jednak oczekiwanego klimatu mroku i suspensu. Bardziej przypominał bowiem dramat 'w trójkącie' (a i to nie bardzo frapujący). Nadal też nie bardzo mogę się przekonać do Girisha Kulkarniego jako aktora. Najbardziej w klimatach noir utrzymana jest czołówka i ona wzbudziła moje największe zainteresowanie.



 Philips and the Monkey Pen (malajalam)
Uwielbiam keralskie kino dziecięce. Jest z jednej strony bardzo ciepłe, z drugiej nie 'lukrowane' (jak nie przymierzając choćby tak 'okrzyczane' TZP:P) i nieraz są i momenty,  które potrafią 'zmrozić krew w żyłach' (tu taki właśnie był, gdzie mnie po prostu ścisnęło w gardle i tyle). Mocno osadzone w rzeczywistości, ale to wcale nie musi wykluczać i elementów magicznych (Innocent jako Bóg - czaaad!), bo przecież taki jest i świat dziecka:) Zwykły, a niezwykły. 10-letni Sanoop, który dostał za swą rolę nagrodę stanową, jest przeuroczy (nawet jeśli i niezły z niego w filmie urwis), a Jayasurya w roli jego ojca przekochany.



Punyalan Aggarbatis (malajalam)
Nieczęsto chyba można zobaczyć w kinie indyjskim tematykę małej przedsiębiorczości (w sensie obrazu realnych problemów związanych z założeniem i prowadzeniem swego biznesu, a nie firmy, która stanowi głównie tło do romansu  bohaterów - vide np. BBB - i od razu cudownie 'kwitnie'), a o tym jest ten film. Co z tego bowiem, iż bohatera pomysł na biznes jest niebanalny, a więc potencjalnie rynkowo ciekawy (chce robić kadzidełka  ze słoniowych odchodów:D), skoro cały czas stają mu na drodze jakieś przeszkody: jak nie z samym zarejestrowaniem firmy, to z hartalem (czyli strajkiem 'komunikacyjnym') - poznanym zresztą przez mnie przy okazji niedawnego keralskiego North24Kaatham. Tu jednak ów strajk zdecydowanie nikomu - poza organizatorami - nie służy. Zaciekawił mnie fakt, że bohater decyduje się pozwać jego organizatorów do sądu - ciekawe, na ile w praktyce są i takie precedensy? (wcale bym się nie zdziwiła, jakby było ich i sporo, zważywszy, że choćby w Kerali potrafi być i kilkadziesiąt hartali rocznie). Nie jest to może film, który zachwyca (trochę zbyt niemrawo się dla mnie jednak toczy), ale - jak mówię - stanowi ciekawy obraz indyjskiej rzeczywistości.

 Miss Lovely (hindi)
Wiele osób wierzy, że w Indiach powstaje tylko 'grzeczne' kino. Bez śmiałych scen, golizny, a niektórzy wciąż są przekonani, że tam się i całować nie wolno:P. Część fanów bolly zresztą to właśnie do tego kina przyciąga. Prawda jest jednak znacznie bardziej skomplikowana. I o tym opowiada ten film. O kinie indyjskim, o jakim wiele osób nie ma pojęcia. Tandetnym (sporo osób by pewnie powiedziało, że bolly z definicji jest tandetne, ale nie o tę 'wypasiona tandetę' mi akurat teraz chodzi:P) i wyuzdanym. Miss Lovely pokazuje to, czego oczekiwałam po filmowej biografii Silk Smity (która przecież, pod koniec swej niedługiej i jakże burzliwej kariery, grała też w tzw. filmach blue, czyli niskobudżetowym kinie erotycznym) - mroczny, brudny świat pokątnych filmowych interesów, gdzie rządzi tylko zysk, a ludzkie uczucia sprawiają, że przegrywasz Którego nie ogląda się z uśmiechem na ustach nucąc kolejną chwytliwą piosenkę. Bo to nie 'lukrowane' Dirty Picture (z zasadą 3E). Można oczywiście stwierdzić, że nie tego się oczekuje po bolly. Ale warto myślę wiedzieć, że takie kino też tam jest. Że filmowy indyjski światek to nie tylko bajkowe gwiazdorskie kariery i czerwone dywany, ale ma i takie oblicze.

Club 60 (hindi)
Nie każdy aktor - niezależnie od swego talentu - ma tyle szczęścia, żeby pożegnać się z widzami w naprawdę dobrym stylu. Ciekawą rolą w fajnym filmie. Takie szczęście miał ostatnio np. Thilakan, a teraz Farooque Sheikh. Rola pogrążonego w depresji lekarza, który uczy się ponownie (a może nawet wreszcie) cieszyć się życiem to bowiem bardzo godne pożegnanie z tym aktorem. Lubię takie ciepłe, 'grzejące serce' kino. Nawet jeśli jest przewidywalne (vide choćby finał), to daje zastrzyk jakże potrzebnego uśmiechu (nie mylić ze śmiechem na 'haha-komediach')  i wiary w moją ulubioną życiową zasadę: carpe diem. No i - co lubię szczególnie - Club 60 pokazuje, że życiem można cieszyć się nie tylko mając 20-30 lat, ale i tytułowe 60. Nie ma tu zatem młodych - ani udających wciąż młodych:P - aktorów, ale ekipa zacnych 'weteranów', którzy czynią siłę właśnie ze swej zwyczajności. Rzadko widywana Sarika choćby. Z której to ust pada coś, co mnie najbardziej chyba poruszyło w filmie: pytanie, czy jeśli czyjaś śmierć nie załamała nas tak jak innej bliskiej osoby to oznacza, że kochaliśmy mniej osobę, która odeszła? Odpowiedź jest niby oczywista, ale niekoniecznie rozwiązuje przecież problem emocjonalny, na który zwraca uwagę owo pytanie. A piosenka panów z wieczoru kawalerskiego trafia na moją listę ulubionych pijackich songów ever.

  Uyyala Jampala (telugu)

W ostatniej chwili, z ciekawości postanowiłam skusić się na ten niskobudżetowy film z debiutantami w rolach  głównych, który niespodziewanie odniósł spory sukces w AP (i pomógł Akkinenim wyjść z kłopotów finansowych spowodowanych serią klap produkowanych w rodzinnej wytwórni filmów z Nagiem). Nie czuję się wprawdzie specjalnie targetem na te 'młodzieńcze (okołonastolatkowe) opowieści', no ale to nie znaczy, że żadne mi się z definicji nie podobają (vide choćby filmy Kammuli). Niestety na tej historii pary, która zna się i 'kumpluje' od dzieciństwa, a gdy dorasta odkrywa w końcu, że łączy ich i coś więcej (choć rodziny zachwycone tym - a jakże- nie są) się głównie wynudziłam.


poniedziałek, 23 czerwca 2014

Piękne panie z dawnych lat :)

Nawet takie 'coś' jak Humsakalas może mieć i pozytywne strony: po raz kolejny ruszyła bowiem medialna fala przypominania panów w kobiecych rolach. No więc skusiło mnie na podobne zestawienie^^ Nie zamierzam jednak wyliczać crossdressingowych wcieleń Khanów i innych obecnych gwiazd (bo to zbyt 'oklepane':P), ale wspomnieć starsze przykłady tegoż (takie do lat 80-tych włącznie powiedzmy).  Z północy, bo panami z południa (starszymi i młodszymi) zajmowałam się kompleksowo już jakiś czas temu .

 Trafiłam gdzieś na tezę, że prekursorem takowych przebieranek był Mehmood. Hmm.. no nie wiem, czy był aż pierwszy (za chwilę zresztą podam i na to przykład:P), ale z pewnością miał ich na koncie trochę:D 
 Oto np. Dil Tera Diwana (1962 rok)
Johar Mehmood in Honkong (1971)
Albo geisha z Love in Tokyo (1965)
 
Ale ciut wcześniej za panią przebierał się też Kishore Kumar. Tak skutecznie, że musiał opędzać się od awansów Prana^^ Oto cudowna piosenka z Half Ticket (1961):
Duże zasługi w dziedzinie crossdresingu mają też Kapoorowie. Może nie Raj (a przynajmniej nic na ten temat na razie nie znalazłam), ale jego młodsi bracia i syn już jak najbardziej. Dowody?

Shammi w Bluffmasterze (1963)
Shashi w Haseena Maan Jayeegi (1968)
 
 Jeśli chodzi o Shashiego to zresztą nie było jego jedyne kobiece wcielenie w tym filmie^^
Przechodząc natomiast do Rishiego wystarczy chyba powiedzieć, że film Rafoo Chakkar z 1975 roku był inspirowany Pół żartem, pół serio, żeby mieć już pojęcie, co się musiało w nim dziać^^ I działo się, oj działo:D Oto Rishi jako sceniczna szansonistka - w piórach i podwiązkach^^
  A i poza sceną wyglądał niczego sobie^^

No i jeszcze była Ajooba (1991).
A co powiecie na słynnego wrestlera, Darę Singha w kobiecym wcieleniu? Że niemożliwe? A jednak :D
Film Lootera (1965)    I cały klip
A teraz mały akcent bengalski z zamianą ról w obie strony:) Gościnny występ Biswajeeta w filmie Kismat (1968). Partneruje mu Babita:
Mówiąc o crossdressingu nie można z pewnością zapomnieć Biga z Laawaris (1982). Jego wcielenia w piosence  z tego filmu są kultowe do dziś:)


A jak Big to musi być i Dharmendra (jakoś mi się tak panowie kojarzą razem:D)

Khatron Ke Katil (1981).  Wizualizacja. A kto wie po fotce, kto towarzyszy tu Dharamowi?


 Z podobnych lat pochodzi kobiece wcielenie Sanju (tyle, że dla niego był to dopiero początek kariery):
Mera Faisla (1986)
Pisałam, że skończę na latach 80-tych, ale myślę, że należy jeszcze uwzględnić Govindę z  lat 90-tych.
Shola aur Shabnam (1992)
Aunty nr 1 (1998)

Prawda, że piękny zbiór pań wyszedł? ;) 

A na koniec jeszcze trochę zagadek 'w drugą stronę'. Kto to jest?^^
Bo to to chyba ciut za łatwe :)



Strony pomocne w tworzeniu notki:
http://blog.buzzintown.com/2014/06/top-20-female-avatars-of-bollywood-actors-cross-dressing-at-its-best/ 
http://photogallery.indiatimes.com/celebs/celeb-themes/male-actors-in-female-dress/articleshow/22255143.cms

niedziela, 15 czerwca 2014

Maa Bhoomi (1979) - 'nasza (telangańska) ziemia'

Wyodrębnienie Telangany jako osobnego stanu i śmierć 'Telangana' Sakuntali (aktorki charakterystycznej, bardzo kojarzonej z tym regionem) to myślę dobra okazja do 'odgrzebania' forumowej notki o filmie, który jest, można powiedzieć, 'wizytówką' tego regionu.

Wprawdzie przy okazji kina telugu nie pisze się raczej specjalnie o nurcie paralell jako takim, ale to nie znaczy, że nie powstawały w tym języku żadne filmy, które można by do takiego kina zaliczyć. I Maa bhoomi jest tego dobrym przykładem. Zrealizowany przez Bengalczyka, na podstawie powieści urdu Jab Khet Jaage Krishana Chandera, film przypomina bowiem bardziej paradokumentalne dzieła S.Raya (przynajmniej ja miałam skojarzenia z Pather Panchali np) niż komercyjną produkcję. Zresztą trudno się chyba dziwić, skoro Goutham Ghose był wcześniej znany jako dokumentalista (a to był jego fabularny debiut).
Film opowiada o ważnym okresie w historii Telangany - latach 40, czyli tuż przed odzyskaniem niepodległości przez Indie, gdy to w ówczesnym księstwie Hajdarabadu rządził ostatni nizam (a w zasadzie w jego imieniu ziemscy feudałowie - dorowie), by pokazać potem i proces przyłączenia tych ziem do Indii oraz - zainspirowanej przez ruch komunistyczny - chłopskiej rewolty przeciwko feudałom (rebelia telangańska). Wszystko z punktu widzenia warstw niższych, przede wszystkim chłopskich. Bohaterem filmu jest młody wieśniak Ramaiah, który najpierw jest świadkiem 'działań' zamindarów i dorów w swej rodzinnej wsi: metod zbierania podatków od chłopów, korupcji i nadużywania swej władzy (w tym seksualnego wykorzystywania dziewcząt, które im się podobają), potem udaje się do miasta, gdzie poznaje życie robotników (i jednocześnie styka się z ideologią komunistyczną), by powrócić znów do swej wsi - już po to, by stać się agitatorem przygotowującym grunt do zmian (znaczy rebelii przeciwko panom).
Tak jak napisałam na początku, film ma paradokumentalny styl, podobno reżyser przed nakręceniem go przez parę miesięcy jeździł po Telanganie starając się poznać tamtejszą kulturę, tradycje, zwyczaje, język itp i to wszystko widać potem w filmie: znaczy mamy takie 'samo życie', zwłaszcza w tej pierwszej części wiejskiej: obraz codziennej pracy, ale i pewnych obrzędów, zwyczajów itp. Maa bhoomi do dziś uważa się zresztą za jeden z najlepiej oddających telangańskie realia (w tym i język) obrazów. Ważny był także z innego powodu: bo odniósł nie tylko sukces artystyczny (Nandi i National Award dla najlepszego filmu), ale i kasowy, co zachęciło paru innych filmowców do podobnych prób. 
Nie ma żadnych klipów, ale muzyki jest sporo, bowiem - jak to i w naszych obrazach o wsi (jak Chłopi czy Nad Niemnem) - pieśni towarzyszą i pracy, i różnym uroczystościom. I strasznie fajne to melodie swoją drogą. Oto np pieśń na napisach początkowych:
Film zachował się w bardzo kiepskiej kopii, znacznie przyciętej względem oryginalnego czasu trwania (gdzieś z godzinę chyba) i to niestety da się odczuć w trakcie oglądania (że czegoś miejscami jednak jakby brakowało, a zwłaszcza końcówki, stąd o losie bohatera dowiedziałam się dopiero z retrospekcyjnego streszczenia w necie). Za to są angielskie napisy (widać zawsze coś za coś...)   

piątek, 6 czerwca 2014

Pannaiyarum Padminiyum (2014) - dawnych samochodów czar ;)

Kino to wehikuł magiczny. Jedną z jego największych zalet jest właśnie możliwość przenoszenia widza w czasie i przestrzeni, i wywoływania emocji i wspomnień (nawet jeśli formalnie te wspomnienia nie są jego i sam w ogóle nie odczuwa specjalnych emocji wobec aut;D). To jest też zasadniczy chyba atut tej opowieści o samochodzie pewnego tamilskiego posiadacza ziemskiego (pannaiyara), kultowym ponoć w Indiach Padmini (stąd i - raczej niełatwy do zapamiętania - tytuł filmu, będącego zresztą fabularnym rozszerzeniem wcześniejszej krótkometrażówki). Uroczej, niespiesznie toczącej się opowieści (ten klimat kojarzył mi się zresztą z Vaagai Sooda Vaa) o aucie traktowanym jako przedmiot dumy i pożądania (a w zasadzie i członka rodziny) i ludziach z nim związanych. Właścicielu, który jest tak dobrym panem, że użycza jedynego wówczas w okolicy samochodu na różne 'okolicznościowe' potrzeby (toczy się więc i w nim ów nieustający 'krąg życia', bo i rodzą się tam - w drodze do szpitala - dzieci, ale też potrafi służyć jako karawan pogrzebowy). Murugesanie, który jest jego 'szoferem'. Związanych z nimi kobiet. Wreszcie okolicznych dzieciakach, które marzą, żeby choć raz przejechać się takim samochodem.  Taki mały, cudowny światek, w którym - z jednym wyjątkiem - ludzie są tak zwyczajnie sympatyczni (co bynajmniej nie równa się z byciem idealnym, co to to nie:D) I na tym polega urok tego filmu. Na uchwyceniu takich małych momentów 'z życia'. Fantastycznie przedstawiona historia zakochania się Murugesana - w trakcie uroczystości pogrzebowych ojca dziewczyny (i gdy próbuje opanować swe rozanielenie wioząc ją samochodem, na dachu którego 'jadą' zwłoki jej ojca). Bo przecież zauroczenie po prostu przychodzi - niezależnie, czy moment jest akurat 'stosowny':) Albo zabiegi pannaiyara, żeby wreszcie nauczyć się samemu jeździć samochodem (i móc zawieźć żonę 'z fasonem' do świątyni na rocznicę ślubu).  Mieszane uczucia Murugana względem tych starań 'pana' (bo z jednej strony dobrze mu przecież życzy, ale z drugiej boi się, że przestanie mu być potem potrzebny...) Nie sądziłam też, że tak szybko po zeszłorocznym telugowym Midhunam zobaczę kolejny indyjski film, w którym tyle miejsca poświęca się cudownej, dojrzałej relacji między parą ludzi, którzy na dodatek wcale się tyle co nie poznali (czy spotkali po latach), ale są małżeństwem już od lat. Jakżesz fantastycznie się to ogląda:

Słów parę może jeszcze o obsadzie. O ile panowie - Vijay Sethupati i Jayaprakash - to już moi 'dobrzy (i bardzo lubiani) znajomi', o tyle przy paniach były pewne zaskoczenia:) Iyshwarya Rajesh skojarzyła mi się bowiem z Iniyą (czyli znów reminiscencje z Vaagai Sooda Vaa:D), a przy 'sprawdzaniu' na Wiki Tulasi przeżyłam mały szok, że owszem znam ją - z roli chłopca w Shankarabhanaram:O W każdym razie wszyscy świetnie się tu spisali. Są jeszcze bardzo ładnie (bo naturalnie) wkomponowane w akcję SA - których zdradzać nie będę:) Nastrojowa, klimatyczna muzyka. I niewymuszony humor. Ogólnie, jeśli ktoś chce spokojnego, 'zwyczajnego'  filmu, który wywołuje, trwającego jeszcze sporo po seansie, 'banana' na twarzy, to myślę dobry wybór. Dla mnie mocny kandydat do tytułu najlepszego tamilskiego filmu tego roku.

sobota, 31 maja 2014

Kitaab (1977) - Gulzarowski świat dziecka

*w przeddzień Dnia Dziecka 'odgrzewana' notka o filmie przypominającym, jak to jest być dzieckiem*
 

Bablę poznajemy w pociągu. Jedzie na gapę. Dokąd? Z retrospekcji dowiadujemy się, że chce wrócić na wieś, do mamy, która to wysłała go wcześniej do miasta, pod opiekę starszej, zamężnej już siostry - po to by zapewnić synowi dobrą edukację a więc i lepszą przyszłość. Ale Babli nie czuł się specjalnie dobrze ani w szkole, ani w domu siostry i szwagra. W końcu więc uciekł...

 
W filmie przeplatają się dwie płaszczyzny czasowe: bieżąca podróż Babli przez Indie (czyli trochę kino drogi), w trakcie której poznaje różnych ludzi i poznaje np. oblicza bezdomności czy żebractwa oraz wspomnienia chłopaka z dzieciństwa na wsi (relacji z matką) oraz pobytu w mieście (czyli szkoła i dom siostry i szwagra) - czyli tak bardziej w kierunku psychologicznym.
 
Babli to taki zwyczajny chłopak. Który nie jest prymusem w szkole, lubi czasem porozrabiać, próbuje papierosów, nie jest przygotowany do lekcji itp. Ale jest na tyle wrażliwy, że dotkliwie odczuwa wymierzane mu kary (nieustannie wysyłane pisma do opiekunów, ich wymówki itp). I narasta w nim poczucie, że nikt go nie rozumie, za to wszyscy wciąż czegoś od niego chcą - czegoś, do czego on sam nie ma specjalnego przekonania (znaczy, żeby się dobrze uczył:P). Owszem, w miarę najlepszy kontakt ma ze szwagrem (przekochany Uttam, w jednym ze swych nielicznych występów w kinie hindi), ale i ten kilka razy jako dorosły go 'zawodzi'... Stąd coraz bardziej jedyną osobą, która go bezwarunkowo kochała i rozumiała wydaje mu się jego matka.

'Kitaab' to film o tym, jak potrafi się różnić świat dziecka od świata dorosłych. I jak trudno się nieraz tym światom zrozumieć. Dorośli zwykle nie pamiętają już, że kiedyś sami byli dziećmi, myślą głównie realistycznie i praktycznie, chcą dobrze (przynajmniej w swojej ocenie), ale nie zawsze potrafią dziecku wytłumaczyć, jaki sens mają ich oczekiwania. I bardziej tłumaczyć, niż tylko wymagać i narzucać. Choć oczywiście to też nie jest tak, że dorosły musi być idealny i nie mogą mu się zdarzyć 'potknięcia'. I tu naprawdę strasznie fajna była ta Uttamowa postać szwagra. Owszem, zdarzyło mu się i unieść, ale potrafił potem się do tego przyznać i przeprosić, no i podobało mi się w ogóle jego podejście. Będąca trochę na drugim planie jego relacja z żoną też zresztą przeciekawa (i też nie tak jednoznaczna).
'Kitaab' to też obraz prawdziwych Indii. Takich zwyczajnych i 'codziennych'.
Nawet 'wstawki muzyczne' (bo nie nazwałabym tego raczej klipami) są częścią codziennego życia - a to
dzieciaki szaleją w szkole, a to tęskna piosenka matki przy codziennej pracy, a to śpiewanie w podróży.

Podobno film się specjalnie nie sprzedał, ale należy do ulubionych samego Gulzara. I ja go rozumiem. Bo to taka prosta, poruszająca i w sumie ciepła (choć nie łatwo optymistyczna) opowieść.

poniedziałek, 26 maja 2014

Lubimy znane, czyli o tytułach filmów wziętych z piosenek - cz II, kino telugu

Już po napisaniu poprzedniej notki zdałam sobie sprawę z pewnego ciekawego myślę zjawiska: jakkolwiek za 'złotą epokę' kina hindi uważane są lata 50-60, tak większość 'podbieranych' na tytuły filmów muzycznych hitów pochodzi jednak nie z tej epoki, ale z lat 70. No więc u Telugów jest 'po bożemu', znaczy 'złotą epoką' są (też) lata 50 i cała masa tytułów pochodzi właśnie z ówczesnych evergreenów.  Prym 'tytułowego zagłębia' wiedzie zaś nic innego jak sztandarowy telugowy klasyk, czyli Maya Bazaar. Prawie każda piosenka z niej została bowiem wykorzystana później jako tytuł filmu, a niektóre nawet nie raz. Ów 'trend' rozpoczął zaś w latach 80-tych (i to na dość szeroką skalę) słynny reżyser Jandhyala. 
A zatem moja ukochana 'łasuchowa piosenka', czyli Vivaha Bhojanambu dała tytuł filmowi z 1988 roku:
W tym samym roku Jandhyala nakręcił też Choopulu Kalasina Subhavela:
A rok wcześniej Aha Naa Pellanta:
 

która zresztą niedawno została wykorzystana ponownie jako tytuł filmu - komedii z 2011 roku z Allarim Nareshem.

Z innych popularnych (znaczy nie u nas, ale w AP ten film był sporym hitem) 'mayabaazarowych zapożyczeń' warto chyba jeszcze wspomnieć o Lahiri Lahiri Lahirilo (2002r.)
Bardziej znanym i u nas tytułem jest za to jak sądzę wielki hit Venkiego sprzed kilku lat - Aduvari matalaku ardhale verule. Ten przekazujący starą prawdę o kobietach 'językołamacz' pochodzi z piosenki z innego popularnego klasyka z lat 50 - Missammy:
Inna, 'księżycowa' piosenka z tegoż filmu posłużyła natomiast za tytuł jednego z filmów Nagarjuny - Ravoyi chandamama z 1999r.
A skoro już jesteśmy przy Nagu.. pisałam w części hindi o zjawisku ponownego wykorzystania hitowej piosenki danej gwiazdy (tam Dharmendry). W przypadku Naga rzecz sięga jeszcze głębiej, bowiem Greeku Veerudu to nie tylko tytuł piosenki z jego hitu Ninne pelladutha (1996r), ale i używany od tego czasu wobec samego Naga 'przydomek'. Kwestią czasu było więc chyba, kiedy jakiś reżyser zdecyduje się tak zatytułować jakiś film z osławionym amantem kina telugu, no i niedawno to właśnie nastąpiło.
Inna piosenka z tego samego filmu, romantyczna ballada, posłużyła niedawno także jako tytuł telugowej wersji filmu znanego tamilskiego reżysera, Gauthama Menona - Yeto Vellipoindi Manasu:
Podobnie 'zapożyczył się' ostatnio także inny tamilski reżyser. Emito Ee Maya, czyli nowy, jeszcze nie wyświetlany film Cherana (ze Sharwanandem i Nithyą Menon) wziął bowiem tytuł z piosenki z filmu Uma Chandi Gowri Sankarula Katha (1968r.)
A kolejnym przebojem z filmu NTRa wykorzystanym do zatytułowania filmu z ostatnich lat jest Devudu Chesina Manushulu. To bowiem nie tylko film z Ravim Teją, ale przede wszystkim tytułowy utwór z filmu z 1973 roku:
 W powyższym filmie obok  NTRa zagrał też Krishna. Piosenka z jednego z jego najsłynniejszych filmów, Alluri Seetha Ramaraju (1974r.), dała niedawno tytuł filmowi Vishnu Manchu - Vasthadu Naa Raju (2011):
Pochodzący z tego samego roku film brata Vishnu, Manoja, wyreżyserowany przez Raghavendrę Rao Jhummandi Nadam dostał natomiast tytuł piosenki z jednego z wczesnych filmów Vishwanatha -  Siri Siri Muvva (1976r.)
Zgrozą byłoby, gdyby w zestawieniu nie znalazło się nic z Chirowych hitów (bo przecież nie służą tylko do remiksowania w filmach Charana:P). Słynna 'kurka złotopiórka', czyli Bangaru kodipetta (oryginalnie z Gharana Mogudu - 1992r.) posłużyła np. niedawno jako tytuł filmu z Nikhilem i Swathi:


A Malli Malli Idi Rani Roju z filmu Raakshasudu jako tytuł telugowego projektu Sharwananda i Nithyi:
 Pora jeszcze na jakieś przykłady całkiem świeżych zapożyczeń (znaczy gdy od piosenki do filmu o tym samym tytule upływa ledwie kilka lat).  Sukces Happy Days Kammuli (2007) sprawił, że już 4 lata później powstał film ze Siddarthem i Shruti zatytułowany Oh my friend:
 Piosenka Mr.Perfect z Aryy2 (2009r) dała tytuł filmowi Prabhasa (2011):


Ale 'czasowym' rekordzistą zdaje się być i tak film Nitina Gunde Jaari Gallanthayyinde z 2013 roku. Został bowiem zaczerpnięty z refrenu piosenki z zaledwie o rok wcześniejszego filmu Pawana Gabbar Singh:

Zresztą do dziś co najmniej dwie inne piosenki z tegoż filmu (Kevvu Keka i Pilla Nuvvu Leni Jeevitham) też stały się tytułami filmów.  Ale, podobnie jak przy części hindi, trudno w jednej notce całkowicie wyczerpać temat...


Pomocne w przygotowaniu notki artykuły:
http://telugu.way2movies.com/exclusivesingle_telugu/Popular-Telugu-songs,-now-Tollywood-film-titles--11-244500.html
http://timesofindia.indiatimes.com/entertainment/telugu/movies/news-interviews/Tollywood--on-a-song/articleshow/14270811.cms
http://cinetara.com/slideshows/popular-telugu-songs-as-movie-titles/


Ps. Bardzo chciałabym przygotować też podobne zestawienia z kina tamilskiego i mallu, niestety - tu zdecydowanie brakuje mi materiału:( Jeśli zatem ktoś byłby w stanie podesłać mi jakieś 'źródło inspiracji' byłabym bardzo wdzięczna.