Polowałam na ten film od dawna, odkąd poznałam tragicznie zmarłą aktorkę, Soundaryę. Wyreżyserowana przez bardzo cenionego (i nagradzanego) twórcę Girisha Kasaravalliego Dweepa uważana jest za jeden z jej najważniejszych filmów. Artystycznie (przyniósł jej dwa Nationale: dla najlepszej aktorki oraz producentki). Gdy w końcu się udało zabrałam się do seansu z naprawdę sporymi oczekiwaniami, a teraz.. teraz nie bardzo wiem co napisać... Nie dlatego, że film mnie zawiódł, tylko po prostu nie wiem jak oddać uczucia, jakie we mnie wzbudził (zwłaszcza chodzi mi o zakończenie, bo nie cały film na mnie tak oddziałał), żeby miało to sens, a nie było górnolotnie banalne.
Może zacznę bezpiecznie od fabuły:) Tytułowej wyspie (Wzgórzu Sity - znaczy znów Ramajana się kłania:D), na której mieszkają bohaterowie - miejscowy kapłan Duggajja, jego syn Ganapa i synowa Nagi - grozi zatopienie. To z uwagi na solidne opady deszczu w połączeniu z wybudowaną niedawno w okolicy tamą. Rząd proponuje tubylcom ewakuację i odszkodowania za pozostawiony dobytek, ale Duggajja i jego syn nie wyobrażają sobie opuszczenia miejsca, z którym związane jest całe ich życie (a i ich pozycja). Natomiast Nagi się waha (zwłaszcza, że jej rodzina z miasta zdecydowanie przekonuje ją do opuszczenia wyspy).
Na zachętę fragment (szkoda tylko, że jakość kopii utrudnia podziwianie pięknych zdjęć karnatackich krajobrazów (no ale niestety z dostępnością filmów Kasaravalliego jest ogólnie kiepsko:():
A i ostatni raz tyle i tak pokazywanego (tworzącego taki klimat) deszczu widziałam w malajalamskim Perumazhakkalam:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz