piątek, 13 stycznia 2012

Filmowe głosy w ważkich problemach społecznych: 'Shikshanachya Aaicha Gho!' (2010) i 'Puttakkana Highway' (2011)

Nie robię tego specjalnie, tak po prostu wychodzi, że oglądane przeze mnie godne uwagi zeszłoroczne filmy (znaczy pochodzące z różnych zestawień best of, nagradzane itp) układają się w pewne mini-ciągi:D Tym razem były to trzy filmy społeczne (o pakistańskim Bol napisałam tutaj). Kusił mnie też podtytuł: 'nie tylko Aamir robi takie filmy':P (porusza takie tematy). Czemu? Zobaczycie za chwilę:)

Pisanie o marackim Shikshanachya Aaicha Gho! (czyli 'do diabła ze szkołą':P) rozpocznę może od pokazania jego trailera (bo zawiera on także pochodzący z czołówki filmu fascynujący manifest, który już na wstępie dobrze sugeruje widzowi jakie jest przesłanie filmu :D) 
 

Bohaterem filmu jest wychowujący samotnie dwójkę dorastających dzieci Madhukar. Marzy, że zwłaszcza syn, Shrinivas, ukończy dobrą szkołę i dostanie potem dobrą pracę. Ale Shrinivas ma zdecydowanie większy talent (i bardziej przykłada się) do krykieta niż do 'wkuwania' szkolnej wiedzy. Wprawdzie trener chłopaka próbuje ojcu tłumaczyć, że na grze w krykieta też można zbudować niezłą karierę, ale Madhukar wie swoje: dyplom to podstawa. W końcu dochodzi do tragedii... Czy ona otworzy ojcu oczy (i na co)?
Hmmm...szlachetne intencje twórców (reżysera Mahesha Manjekara - który nie odmówił sobie także zagrania w filmie niewielkiej rólki lekarza) rozumiem i doceniam (z tego, co pokazano w filmie indyjskie i polskie szkoły, czy szerzej: systemy nauczania, mają sporo wspólnego), ale miałam z tym filmem jednak pewne problemy.  Wytykający wady systemu edukacji ojciec zdawał mi się może nie całkiem najodpowiedniejszą do tego osobą - trudno mi było się w pełni solidaryzować z jego (słusznymi, jak najbardziej) postulatami z kołaczącą cały czas w tyle głowy myślą, że sam absolutnie nie jest bez winy, a w ten sposób próbuje chyba i ją od siebie oddalać. A przecież presja wywierana na dzieciach  bierze się nie tylko ze strony szkoły, ale także - a może nawet bardziej - z wymagań rodziców (którzy żądają owych 'wyników', czyli jeszcze tę presję zwiększają). Wprawdzie zakończenie zdaje się przesuwać akcent właśnie na tę, ważniejszą moim zdaniem kwestię, że wszelkie zmiany należy zaczynać od siebie, swego podejścia, akceptacji, ale jednak pewien zgrzyt mi tu został. I chyba wolałabym nieco subtelniejsze (mniej 'dydaktyczno-manifestujące') podejście do tematu (nie oglądałam '3 idiots' ale zdaje się, że miałabym z nim pewnie podobny problem). I czekam teraz na poruszający podobną tematykę  film Prakasha (znaczy Dhoniego).

Kolejny film - nagrodzone Nationalem dla najlepszego filmu kannada  Puttakkana Highway - to właśnie Prakashowa, poruszająca z kolei ważką tematykę postępu cywilizacyjnego i jego wpływu na losy zwykłych mieszkańców wsi, produkcja. Przez zapadłą wieś ma przechodzić jedna z nowych autostrad. Niektórzy mieszkańcy widzą  w tym szansę na swoja lepszą przyszłość.. (nowe miejsca pracy itp). Ale nie Puttakka (którą poznajemy na początku błąkającą się po ulicach..). Ona - wysiedlona już kilka lat wcześniej z innego miejsca z powodu budowy tamy - chce teraz tylko ocalić swoją ziemię. Bo to jest coś 'jej', a poza tym to w tej ziemi został pochowany jej mąż. Niestety, dowiaduje się, że trasa autostrady 108 ma przechodzić przez jej grunt...Czy uda się jeszcze coś w tej sprawie zrobić? (przekupić kogoś? wpłynąć na zmianę trasy? - tu zobaczymy 'w akcji' i samego Prakasha). 
Reżyser pokazuje nam świat, w którym nikogo (a na pewno nie osoby posiadające jakąś władzę: biznesmenów, polityków, urzędników czy też media) nie interesują losy zwykłych prostych wieśniaków, a tylko własne partykularne interesy. I - w odróżnieniu od choćby oglądanego przeze mnie nie tak dawno Peepli live - ten film porusza. I budzi współczucie dla przejmująco zagranej przez Shruthi głównej bohaterki. I, choć nie daje za wiele nadziei, pokazana siła kobiet budzi szacunek. 
Zwiastun filmu:
 



sobota, 7 stycznia 2012

Gatunkowe schematy i co z tego wynika: Golconda High School i Payanam (2011)

Postanowiłam napisać 'zbiorczo' o dwóch obejrzanych ostatnio filmach, które łączy fakt, iż są one dość czystym kinem gatunkowym (a nie masalowym, czyli mieszanką różnych 'elementów gatunkowych i komercyjnych'). W związku z tym oba były traktowane tam jako pewnego rodzaju eksperymenty (przedsięwzięcia jakoś tam bardziej ryzykowne:P), choć z punktu widzenia zachodniego widza to dość znany schemat: w jednym przypadku kina sportowego, w drugim - katastroficznego?


Golconda High School
 
(w reżyserii znanego wcześniej z takich rzeczy jak Nationalowy Grahanam czy Ashta Chemma Indragantiego) to historia pewnej szkoły z tradycjami i niepewnym dniem dzisiejszym. Jeden z członków zarządu szkoły wpada więc na genialny pomysł: żeby na szkolnym boisku wybudować laboratorium do zajęć informatycznych. Znaczy tak z duchem czasu (i patrząc w przyszłość). Niezadowolony z pomysłu dyrektor postanawia udowodnić, że boisko nadal ma sensowne zastosowanie i sprowadza dawnego absolwenta szkoły (który grał tu z sukcesami w krykieta), by - po latach przerwy - doprowadził znów szkolną drużynę do zwycięstwa w międzyszkolnych rozgrywkach. Czy ktoś wątpi jakim efektem się to 'wyzwanie' zakończy?:D No raczej chyba nie, niemniej GHS to naprawdę nieźle oglądający się film. 
I pisze to osoba, która nic nie rozumie z krykieta(:P), za to mogła się skupić na różnych innych 'rozgrywkach', takich bardziej psychologicznych:) Bo tak naprawdę praca owegoż trenera okazuje się bardziej robotą psychologa, niż czysto 'techniczną'- chodzi po prostu o to, by chłopaki (standardowo mieszanką różnych typów postaw i motywacji) uwierzyli  w możliwość sukcesu, a punktem kulminacyjnym filmu jest bardziej nie tyle sam wynik finałowego meczu, a moment, w którym coś to ich wiarę i zaufanie podkopie...Oczywiście film ma i swoje wady (przede wszystkim niepotrzebnie 'dopięty' wątek romansowy trenera z nauczycielką matematyki - choć Swati bardzo lubię:) no i - też chyba dość typowe w ramach konwencji takiego kina elementy dydaktyczne) ale jak wspomniałam oglądało mi się go przyjemnie i udział dobrze grającego Sumantha miał tu też swoje znaczenie (rany, jak można tak dobrze wyglądać chodząc głównie w dresach??:O)

Drugi film, Payanam - najnowszy obraz tamilskiego reżysera Radhy Mohana (Mozhi czy Abhiyum Naanum) to z kolei opowieść o porwanym samolocie. Oparta ponoć na prawdziwych wydarzeniach rzecz rozpoczyna się standardowo przedstawieniem nam wybranych pasażerów owego feralnego lotu, po czym następuje ujawnienie się terrorystów (z podłożonym w toalecie ładunkiem wybuchowym), żądanie okupu i uwolnienia ich lidera, no i dalsze próby radzenia sobie owych pasażerów, personelu samolotu oraz zawiadomionych jednostek ochrony (antyterrorystycznych) z zaistniałą sytuacją. W zasadzie tez dość łatwo przewidzieć, jak się to wszystko skończy, z tym że o o ile w GHS znalazłam - 'po drodze' do wiadomego końca- emocje, z którymi mogłam się jakoś zidentyfikować, tu niestety tego mi zabrakło:/  Jakoś oglądałam to wszystko 'na zimno', nie kibicując specjalnie nikomu (za to denerwując się na bardzo schematycznie pokazane postaci terrorystów i dziwne wstawki z katolickim księdzem) i może tylko parę momentów wzbudziło moje żywsze reakcje (świetna scena z 'wybuchem' Prakasha!- który tu i gra i jest współproducentem filmu). Nag był ok, ale trudno mi coś więcej o jego postaci napisać. Plus za brak romansowych 'wstawek' i piosenek (oraz świetne plakaty do filmu), ale to jednak chyba dla mnie, jako zwykłego widza, który lubi ekscytować się filmami (jak choćby oglądając oparty na podobnym schemacie Lot 93) trochę za mało....

czwartek, 5 stycznia 2012

Moje muzyczne oczarowania AD 2011

 *rzecz była pierwotnie publikowana w częściach na fb*
Koniec roku sprzyja podsumowaniom. Jako, iż na te filmowe jeszcze za wcześnie (trzeba poczekać jeszcze parę miesięcy, aż łaskawie powychodzą na dvd:/) na razie zajmę się muzycznymi:) Wybór -  jak wskazuje już tytuł zestawienia - wielce subiektywny:)
Na dobry początek coś skocznego i powszechnie u nas znanego (czyli z bolly:D)- Darrrling:

Jagoo, czyli motywująca telugowa piosenka z Sumanthem, jako pracującym z małolatami trenerem krykieta:

Na liście moich oczarowań ad 2011 nie mogło zabraknąć śpiewającego Dhanusha. Lubię barwę jego głosu:) Ale nie, nie będzie to Kolaveri:D
Jeszcze inne muzyczne klimaty i kino mallu (Nationalowe zresztą):
Tym razem nie pojedynczy klip ale proma całej ścieżki dźwiękowej:) Bo primo: Rajanna to świeża premiera, więc dostępne są tylko króciutkie zajawki, nie całe klipy, a secundo - podoba mi się w sumie cała ścieżka (choć może najbardziej jednak Girigadu- to ten kawałek, który zaczyna się widokiem koguta:D). Keeravani naprawdę się spisał i skomponował coś 'innego', a urzekającego:
I coś z  filmu tamilskiego, na dvd z którym baaardzo się nie mogę doczekać. A skoro zrobiłam już precedens przy Rajannie to teraz też nie skończę na jednej piosence:P (zwłaszcza, że w tym klipie jest jedna para bohaterów (znana z AB Bindu Madhavi i Karthik Kumar), a w drugim będzie druga (Nani i Nithya), no i klimatycznie utwory się różnią - a oba świetne:))

I pora na coś energetycznego i totalnie odjazdowego:) Szalejący Disco Dancer, znaczy ten...no Prithvi:D
 I z kolei coś spokojniejszego - na wyciszenie. Z Gangaputrulu - telugowego filmu o rybakach:
(tak naprawdę najbardziej to lubię jeszcze inną piosenkę, ale niestety owejże na YT nie znalazłam, więc mogę wrzucić tylko w formie audio
I znów coś bardziej energetycznego (i niegrzecznego^^). U nas furorę zrobił raczej utrzymany w podobnych klimatach OST z Delhi Belly, moim zdaniem ten Shorowy wcale nie jest gorszy:) (tyle, że nie jest to produkcja Aamira, wiec przebicie medialne nie to:P)
 I drugi, klimatyczniejszy kawałek ze Shora:
Czy w jakimś moim muzycznym zestawieniu mogłoby zabraknąć Illayraji? No nie mogłoby:D W zeszłym roku Maestro skomponował fantastyczny OST do Sriramarajam (nawet lecącym zwykle na stajla Telugom się bardzo podobał:P) Dość powiedzieć, że naprawdę czekam na mitologiczny(!) film z Balakrishną (!!!) w roli głównej. Oto siła muzyki Mistrza:) (ok, nazwisko reżysera i moja ulubiona część Ramajany też ma pewne znaczenie:D tylko kolorki trzeba będzie pewnie podkręcić:P)
 
I tamilska piosenka, która gości w moim odtwarzaczu od dawna, ale dopiero teraz zobaczyłam klip:D I well.. nie ma jak męskie podwijane lungi^^ I kto by pomyślał, że 'praca u podstaw' potrafi wyglądać tak zachęcająco:D Czyli Adikuthu:
I na koniec pożegnam się dostojnie - Vishwanathem śpiewającym Balasubramaniyanem^^ Harikathę:) (ha, dzięki temu soundtrackowi się dowiedziałam, że coś takiego jest i co to:D)
Znaczy miniony już rok muzycznie uważam za udany:) I czekam na nowe oczarowania:)

piątek, 30 grudnia 2011

Gwiazdorski klip

Na zakończenie roku w hucznym stylu klip z tamilskiego filmu KO, do udziału w którym to reżyserowi udało się zaprosić naprawdę sporo znanych twarzy:) Ile z nich rozpoznajecie?

piątek, 23 grudnia 2011

Pilla Zamindar (1980), czyli podwójny ANR i stylowy Mohan

Well... od czego by tu zacząć? Od tego, że to nie jest dobry film? No nie jest. W zasadzie nie mam pojęcia, czemu z wielu starszych filmów akurat ten doczekał się zaszczytu opatrzenia angielskimi napisami. Rzecz jest typowo masalowa i to w takim absurdalnym, oldschoolowym stylu. Ale jak się już człowiek z tym pogodzi i wyłączy mózg to może się choć trochę ubawić:) Przynajmniej ja to zrobiłam, a pomogły mi w tym i stylizacje bohaterów. Na czym zamierzam się teraz skupić:
Oto bohater (ANR) - dziarski (i 25letni^^) mechanik samochodowy
Oczywiście panny na niego lecą - tę akurat zauroczył udawaną próbą gwałtu^^
Ale czasem co za dużo to niezdrowo:P
A, bo pojawił się i ANR w drugim wcieleniu (nieznanego dziadka pierwszego^^)
Dziadek ma swoje lata, ale duchem jest młody - oto 'basenowe' intro^^
Nie stroni też od uroków życia, znaczy używek:D
Nic dziwnego, że nie tak łatwo go przestraszyć:D
A skoro wnukowi (znaczy Mohanowi Babu) zależy na jego kasie..
...więc wynajmuje do dobrego 'załatwienia' sprawy młodszego ANRa
Bo sam dziadek jest wobec wnuka-szaławiły dość nieufny.
A potem zaczynają się różne podchody...
Nietrudno się chyba domyślić jak zakończone:D
Bo tylko jeden wnuk może być prawdziwie godny zaufania:P
Choć knujący ma i swoich popleczników...
Ale i tak najważniejszy był dla mnie cudny styl młodziutkiego Mohana*.*

środa, 14 grudnia 2011

Karnatyka w kinie mallu

Niedawno pisałam o swoich doświadczeniach z pierwszym kannada filmem ozdobionym muzyką karnatyczną i wspominałam przy okazji o swych poprzednich spotkaniach z taką muzyką - w filmach z innych południowych kinematografii. W kinie telugu to przede wszystkim twórczość Vishwanatha, natomiast w mallu Sibi Malayila. Ostatnio znalazłam jednak więcej przykładów filmów mallu z tego rodzaju muzyką, więc postanowiłam jakoś to razem zebrać:)
Zacznę może od przykładów z tych filmów, które już widziałam:

High Highness Abdullah (1990 rok), czyli urocza baśń-nie-baśń:


Bharatham (1991rok) - opowieść o muzyce, rodzinnych relacjach i nałogach:



A teraz te, których istnienie dopiero ostatnio odkryłam:

także Malayilowy Kamaladalam(1992 rok), czyli Mohanlal nauczycielem klasycznym:



Oraz film Padmarajana, bez znanych nazwisk w obsadzie - Njan Gandharvan (1991 rok):


Strasznie fajne są takie odkrycia:) I świadomość, że wciąż sporo 'smakowitości' jeszcze przede mną:)

sobota, 3 grudnia 2011

Hołd dla kina w 'Veyil'

Jeden z bohaterów tego świetnego filmu, o którym pisałam już dawno temu, kocha kino (i ma to znaczący wpływ na jego życie). Stąd w Veyil nie brak filmowych smaczków. Przy powtórce zwróciłam na nie szczególną uwagę:)

Pierwszy pokazywany na ekranie seans filmowy. MGR oczywiście:)
A tu bohater będzie przez lata pracował
Magiczne miejsce od środka...
a tak wyświetla się filmy...
Dostarczanie do kina cennej kopii nowego hiciora:)
Mijają lata, zmieniają się plakaty...


 
...i  idole do naśladowania..
A na koniec przecudny klip z miłością w kinie - w sensie dosłownym;)


I jak tu nie kochać kina?:)