piątek, 9 marca 2012

'Saptapadi' (1981) vs 'Jaag Utha Insan' (1984) - małe porównanie (i co nieco o robieniu remaków dla widzów bolly)

Ech, ciężkie bywa życie fana starszych filmów. A jeszcze starszych południowych filmów...:/  Vishwanathowe Saptapadi nie było ani moim pierwszym południowcem saute, ani też pierwszym tego reżysera (i pomyśleć, że kiedyś stwierdziłam, że oglądanie jego filmów bez napisów to za duży hardcore... no ale z czasem sytuacja człowieka przycisnęła, a pakiet jego podpisanych filmów się kurczył:/), ale z poprzednimi nie było aż tak ciężko (trochę prostsze były jednak w odbiorze, no i więcej się działo i w sferze pozadialogowej -  choć tu wcale tak dużo nie mówią, ale jednak nie tłumaczą pewnych ważnych rzeczy/relacji w inny sposób...).  Zdesperowana zrobiłam więc kolejną rzecz, której miałam nie robić: obejrzałam bolly remake Saptapadi. I to jeszcze w rosyjskim dubbbingu! ('normalne' dvd z angielskimi napisami jest obecnie chyba nie do zdobycia...). Remake wyreżyserowany niby przez samego Vishwanatha, ale po pewnych wcześniejszych doświadczeniach już wiem, że przy jego filmach hindi to niewiele gwarantuje...Bo mam wrażenie, że po prostu uznaje, iż dla widza hindi to trzeba robić inaczej. I to inaczej mi się zdecydowanie mniej podoba... 
Może na początek pokażę okładki obu filmów, bo one już nieźle obrazują zmiany, o które mi chodzi (to nie są jedyne dostępne okładki ale ogólnie tak mniej więcej te różnice wyglądają...) 
Zanim jednak przejdę do marudzenia (:P) słówko o fabule (będę się posługiwać głównie imionami z telugowego oryginału): bohaterką jest młoda zdolna tancerka klasyczna - Hema, która przy okazji jednego z występów, ma okazję spotkać się ze swym nieznanym dotąd dziadkiem - szanowanym kapłanem Yajulu. Nieznanym, bo gdy nieżyjąca już matka dziewczyny postanowiła wbrew woli ojca wyjść za nauczyciela tańca, Yajulu wyrzekł się jej. Teraz,  na widok Hemy (i pod wrażeniem jej talentu), Yajulu postanawia wydać ją za swego wnuka Gowrinatha (tak, znaczy kuzyna Hemy - tu potencjalnie zgorszonym może przydać się świetna notka Marysi o zasadach zawierania małżeństw na południu:), notabene w remaku zdaje się ów wnuk jest jednak przybrany), który podąża w jego kapłańskie ślady. Wydawałoby się, że wszyscy powinni być zadowoleni (rodzina znów zostanie zjednoczona), tyle że Hema darzy już uczuciem kogoś innego - grającego w akompaniującym jej występom zespole flecistę Muraliego. Niedotykalnego. Hema wyjdzie więc za Gowrinatha, ale...

Jak wyglądają bohaterowie w obu wersjach? (po lewo oryginalna obsada, po prawo remakowa)
 Główna bohaterka (Hema/Sandhya):

W wersji telugu Sabitha (wykształcona tancerka klasyczna z konserwatywnej bramińskiej rodziny, która ze względu na renomę Vishwanatha zgodziła się zagrać w tym jednym filmie), w bolly - Sridevi. Na fotkach tego  może bardzo nie widać ale bohaterka Sabithy była też bardziej tradycyjna (i mniej wymalowana od  Srideviowej:P) - ogólnie niewiele mówiła, za to tańczyła jak anioł (i tą drogą oddawała swe emocje) i taka była.. bardziej subtelna? Jej uczucie to w sumie taka 'miłość, która nie śmiała wymówić swego imienia'. I choćby zupełnie inaczej bohaterka reaguje np. na wiadomość (bo nie jest tego świadoma od początku) o statusie społecznym swego wybranka (a i w inny sposób się tego dowiaduje).
Jej ukochany (Murali/Harimohan):
W wersji telugu Girish, w bolly Mithun Chakrabothy - czyli znów mało znana osobę zastąpiła gwiazda.  To ma znaczenie o tyle, iż w oryginale ta postać to taka siła spokoju (i zwyczajności), w remaku (jak sądzę z uwagi na image Mithuna), poza większą ilością płomiennych 'społecznych' przemów, zostały dodane też sceny akcji (w których można sobie popodziwiać mięśnie, a i klatę Mithuna - vide okładka dvd), czyli bohater został bardziej uhirołsowiony (walczy i słowem i czynem). Mnie się ta zmiana w ogóle nie podobała. Za to remake został pozbawiony takiego ładnego (i bardzo a propos, zważywszy na zajęcie obojga) elementu 'romansowania' bohaterów przy pomocy muzyki (w oryginale Murali pisze do Hemy liściki, które są.. nutowym zapisem pewnych melodii:) A ona potem sobie przy różnych okazjach je nuci:))
Dziadek - kapłan (Yajulu/Mahant Chaturvedi):
Jedyny chyba aktor z oryginalnej obsady powtórzony też w remaku (choć pod takim zapisem imienia, że z lekka zdębiałam:P). Somayajulu to dla mnie jeden z najbardziej 'vishwanathowych' aktorów (niezapomniany główny bohater Shankarabhanaram). W moim odczuciu rola jego postaci została w bolly wersji nieco uszczuplona (a szkoda, bo jego postawa w oryginale to - ze względu na społeczny status jego bohatera - naprawdę ważna rzecz i cenne przesłanie). W ogóle zakończenie remaku zostało zmienione i też nie na korzyść:/ [W nader ciekawej retrospekcji o filmie można przeczytać, iż oryginalne zakończenie Saptapadhi zostało niezbyt dobrze przyjęte na przedpremierowych pokazach dla 'wybranych' (że niby zbyt artystyczne - znaczy nie takie, do jakich przywykli indyjscy widzowie:P). Mimo to - po namyśle - Vishwanath postanowił je zostawić w niezmienionej formie (za co mu cześć i chwała!). Widać przy bolly wersji postanowił już drugi raz tak nie ryzykować:/ Nie chcę spoilerować, więc nie napiszę, co jeszcze ciekawego ta zmiana udowadnia:P]
Wnuk kapłana, czyli późniejszy mąż bohaterki (Gowrinanth/Nandu)
W oryginale Ravikanth, w remaku Rakesh Roshan (który był także producentem  filmu). Zmiany w charakterze tej postaci są w sumie konsekwencją wcześniej opisanych zmian u innych postaci. I w remaku też ma na końcu parahirołsowski (waleczny) kawałek.

I jeszcze jedna ważna postać z wersji telugu, czyli grany przez Allu Ramalingayyę (muszę tłumaczyć, że dziadka Allu Arjuna?) Raju. Ta postać wnosi nie tylko elementy komediowe (niewielkie), ale to z nią Yajulu prowadzi jakże ważną debatę na temat celu powstania i sensu istnienia kast (której przebiegu niestety nie rozumiem - a w remaku czegoś takiego, w takiej poniekąd filozoficznej formie w ogóle nie ma:/ - ale można o niej poczytać choćby na Wiki). 
I jeszcze dla porównania próbka tańca (bo to naprawdę tu ważny element:)). Mój ulubiony klip z oryginału, czyli fantastyczna Sabitha!

I to samo w wykonaniu Sridevi w bolly remaku:

Reasumując: z odważnie stawiającego pewne społeczne pytania, subtelnego w przekazie filmu zrobiono remake przedstawiający niby podobne problemy, ale w stylu (manierze) charakterystycznym dla bolly oldskuli lat 80 czy 90. Bardziej komercyjny (poza wymienionymi wyżej zmianami w oryginale choćby nie ma żadnego tanecznego duetu bohaterów - w remaku jest. Ułatwiono też konstrukcję opowieści - np. wcześniej mamy retrospekcję) i 'dopowiadający'. Czyli trochę taka wersja 'dla ludu'. Cóż, niby i najwięksi (choćby Mozart) robili  takie 'przeróbki' w celu dotarcia do bardziej masowego widza (bo owszem, remake się łatwiej ogląda - przynajmniej na początku, zanim pewne rzeczy nie zaczną tak wkurzać:P - podczas gdy w oglądanie oryginału trzeba włożyć jednak więcej wysiłku), ale jednak to trochę przykre. Ja się utwierdziłam w przekonaniu, żeby po bolly filmy Vishwanatha (czy remaki czy oryginalne) specjalnie nie sięgać (chyba, że naprawdę nie ma wyjścia). Bo może i nie wszystkie jego telugowe filmy są naprawdę dobre (zwłaszcza te z ostatnich -nastu lat:P) ale te dla widzów z północy to już na pewno nie dla mnie:/

niedziela, 4 marca 2012

Indyjskie kino dziecięce: Keshu (2009), Malli (1998), Chutkan Ki Mahabharat (2006)

Ostatnio odkryłam na YT kanał ze sporym wyborem dziecięcego kina z Indii. Grzech byłoby nie skorzystać, zatem urządziłam sobie mini cykl filmów dziecięcych:)

Zaczęłam od Keshu - słynnego z niedawnego skandalu na Nationalach. Otóż okazało się, iż nagrodzony nagrodą dla najlepszego filmu dziecięcego 2009 roku obraz Sivana (ojca Santosha Sivana) jest prawdopodobnie remakiem kannadyjskiego Putaani Party (a remaki nie mogą kandydować do Nationali - i słusznie:P). Ostatecznie nagrodę dla Keshu więc wstrzymano. Niemniej, nawet jeśli to nie oryginalny pomysł, to jest to urocza opowieść o losach niepełnosprawnego dziesięciolatka. Tytułowy Keshu od urodzenia jest bowiem głuchoniemy (i od tegoż czasu nie ma matki), ale jest pełnym życia i energii chłopcem. Jego psoty sprawiają, iż non stop ktoś się na niego skarży (i surowy wuj wciąż go karze). Pewnego dnia do wsi Keshu przybywa jednak nowa nauczycielka, Shalini, która nie tylko nie da się 'sprowokować' wybrykom Keshu, ale także dostrzeże w nim pewien talent i przekona rodzinę do zainwestowania w specjalną edukację (czyli rozwój) chłopca. Czy inni także zmienią swój stosunek do Keshu i staną się z niego dumni?  Keshu to bliska memu sercu opowieść pewnie i dlatego, że - liznąwszy nieco pracy z osobami niepełnosprawnymi - zdaję sobie sprawę jak ważne jest patrzenie na nich nie tylko przez pryzmat ich ułomności czy ograniczeń, ale widzenie w nich ich indywidualności (czy uzdolnień) i dawanie im szansy na ich rozwój.To ciepły i mądry film. Polecam:)

Po Keshu przyszła pora na Malli. Znaczy po filmie ojca na film syna, bo Malli to dzieło Santosha Sivana. Nakręcone mniej więcej w tym samym czasie co 'dorosła' Terrorystka (i ponoć oba filmy oparte są na tej samej krótkometrażówce - tak przynajmniej twierdzi IMDB, bo mi trudno znaleźć - poza imieniem głównej bohaterki - jakieś ich punkty 'styczne'). Bohaterką Malli jest pełna życia, rezolutna dziewczynka, która, chłonąc opowieści miejscowego bajarza, znajduje w jednej z nich potencjalne 'lekarstwo', które miałoby pomóc jej głuchoniemej przyjaciółce i postanawia wyruszyć w jego poszukiwaniu. Malli ma więc zupełnie inny klimat niż Keshu, bardziej oparty na świecie fantazji i, szczerze mówiąc, mnie ta forma narracji przypadła zdecydowanie mniej do gustu, a film nieco znudził...Warto jeszcze wspomnieć, iż w Malli głuchoniemą bohaterkę gra faktycznie takaż dziewczynka (jak to jest w przypadku Keshu, tego mi się niestety dociec nie udało..)
 
Ostatnim filmem 'z serii' była rzecz z północy. Do seansu Chutkan Ki Mahabharat zachęciła mnie Mahabharata i ludowy muzyczny teatr nautanki:) Oto do pewnej wioski przybywa z występami właśnie taki objazdowy teatr. Wystawia - a jakżeby inaczej:D - fragmenty Mahabharaty. Dziesięcioletni Chutkan jest pod wielkim wrażeniem tych spektakli, zwłaszcza przeżywa zaś podstępne knowania Sakuniego (no właśnie, jakby ktoś jeszcze nie wiedział, do czego/kogo nawiązuje tytuł najnowszego filmu Karthiego, to tu można się co nieco o Sakunim dowiedzieć:)) i  - jak to dziecko - marzy o tym, by źli się 'poprawili':D Co się jednak stanie, gdy marzenia Chutkana zaczną się w kolejnych przedstawieniach spełniać? Parafrazując bodajże kabaret Potem 'cała Mahabharata na nic'?:D To trzeba zobaczyć już samemu, w każdym razie zabawa jest przednia (i nieco absurdalna:)) - choć trudno powiedzieć, żeby  wszelkie konsekwencje były też koniecznie zabawne dla Chutkana... Niemniej wszystko skończy się oczywiście dobrze:) (i czyja wizytą!:D)

Podsumowując: dobre kino dziecięce  to kino nie tylko dla dzieci (a czasem mam wrażenie, że twórcy tychże filmów potrafią traktować swych odbiorców poważniej niż wielu  twórców 'dorosłego' kina:P).

środa, 29 lutego 2012

Piękne południowe panie;D

Dziś wyjątkowy dzień (jeden na 4 lata:D), to i wyjątkowa notka:) W zasadzie pewna 'zajawka' znalazła się jakiś czas temu przy okazji notki o południowych aktorach w bezwąsych wcieleniach (chodzi o ostatnią jej część:D), ale tym razem przykładów pięknych 'pań' z południa będzie znacznie więcej:D (niekoniecznie bez wąsów^^).
Część przykładów będzie też nie tylko w formie obrazkowej, ale i 'w ruchu'. 

No więc zacznę od części tamilskiej:)

MaGistRa w Kadhal Vahanam
Rajinia w Panakaran (i klip)
Kamala w Avvai Shanmugi (i pokaz, co można robić w sari:D)
Vadivela
Viveka nadrabia niespecjalny gust śmiałością:D (video)
Vikrama w Kaandasaamy

Vijaya w Priyamanavale

Santhanama - chyba w Siruthai
Vishala w Avan Ivan (i cudne video:)
Saratha w Kanchanie
Teraz pora na telugowe wcielenia:) Starsze tylko w wersji video:

 Oto ANRa:
 
Shobhana Babu:

Chiranjeeva w Chantabbai (klip:D)
Naresha  w Chitram Bhalare Vichitram (video)

Rajendra w Madam (wizualizacja:D)
Allu Arjuna w Gangotri

Z molly tylko jeden przykład, ale za to jaki!!

Dileepa w Mayamohini (premiery jeszcze nie było)



A to chyba rzecz z kina kannada:
Prakasha (nie wiem dokładnie z czego:(). I druga próbka.
Prawda, że wszystkie piękne?^^

Sporo przykładów wzięłam stąd i stąd.

piątek, 24 lutego 2012

Mee Sindhutai Sapkal (2010) - 'Bóg nie mógł być wszędzie, więc stworzył matkę'


Tytułowa Sindhutai Sapkal to postać prawdziwa. Nazywana bywa Matką Sierot czy Matką Teresą z Maharasztry. Oparty na napisanej przez nią biografii film Anantha Mahadevana (tego, co mi tak niedawno 'podpadł' Red Alertem:P)  opowiada - jak się pewnie nietrudno zatem domyślić - historię jej życia. Ujętą w formie wspomnień podróżującej po raz pierwszy samolotem (do Stanów, na pewną konferencję) starszej już bohaterki. Jak doszło do tego, że pochodząca z biednej rodziny Chindi, która marzyła o nauce, ale została wcześnie (i mało szczęśliwie) wydana za mąż, stała się ostatecznie Sindhutai Sapkal - kobietą, która potrafiła zapewnić dach nad głową i lepszą przyszłość wielu sierotom? Jak maltretowana, a w końcu wyrzucona przez męża z domu w 9. miesiącu ciąży (za sprawą pewnych plot zaczął powątpiewać w swe ojcostwo, swoją drogą scena porodu w stajni to jedna z robiących największe wrażenie w filmie) kobieta znalazła w sobie tyle siły, by 'powstać' i jeszcze pomagać innym? A może właśnie dlatego? Gdy po latach spotka znów męża, podziękuje mu, stwierdzając, że paradoksalnie właśnie to wyrzucenie z domu otwarło jej 'drogę do szerokiego świata'... Ale czy mu wybaczy?

Prawdziwa Sindhutai na premierze audio
Postać głównej bohaterki odgrywana jest aż przez trzy aktorki: małą Chindi gra Pranjal Shetye, starszą już Sindhutai - Jyoti Chandekar, natomiast  przez większość ekranowego czasu widzimy w tej roli - świetną - Tejaswini Pandit (która gra 'środkową' wiekowo postać). Dopiero po seansie, sprawdzając obsadę na Wiki, dotarło do mnie natomiast, iż jej okrutnego męża  zagrał - znany mi wszak z Jogwy - Upendra Limaye. Ciekawe, czy gdybym rozpoznała go wcześniej obdarzyłabym jego bohatera równie silną antypatią?:P (w końcu po tamtym filmie mam sporo sympatii do tego aktora). Film zrealizowany jest dość prosto, co ułatwia wczucie się w pokazane realia zwyczajnego życia (za co ogólnie bardzo cenię kino marathi).
Problemem różnych filmowych biografii bywa chyba zbytnio 'hagiograficzne' podejście do bohatera. Mee Sindhutai Sapkal też nie jest od tego zupełnie wolne, niemniej z pewnością ten portret 'zwykłej-niezwykłej' kobiety zasługuje na uwagę (choćby tylko ze względu na jakże fascynującą scenę, gdy to bohaterka publicznie, ze sceny, oświadcza, iż modli się tylko do Krishny, a nie do Ramy - bo przecież ktoś, kto potraktował tak własną żonę nie może być bogiem!).


Film  (który, dodam jeszcze, zdobył trzy National Awards: za scenariusz, dla playback singera i specjalną nagrodę jury) jest do obejrzenia na YT - z angielskimi napisami:



poniedziałek, 13 lutego 2012

Alfabet zakochanego w Meksyku: Jean-Claude Carriere


Są trzy Meksyki. Jest ten sprzed konkwisty, wspaniały i brutalny, którego symbolem jest mityczny stwór, Quetzalcoatl, pierzasty wąż. Jest Meksyk hiszpański i katolicki, który przetrwał trzy stulecia. Ten przyjął za swój symbol Najświętszą Panienkę z Guadalupe, litosierną, wszędzie widoczną oficjalną patronkę kraju. I jest Meksyk nowoczesny, który wyłonił się najpierw z wojen o niepodległość, a później ze słynnej rewolucji. Jego symbolem jest Zapata, chłopski bohater, człowiek sprawiedliwy, którego rozstrzelano. To trzy powody, by kochać Meksyk. Zrodzony z jedynego w dziejach spotkania dwóch kontynentów, jest łagodny i gwałtowny, uśmiechnięty i zamaskowany, antyczny i awangardowy. Jest krainą sprzeczności, światem zmąconym, zmieszanym, z którego zrodzi się może nowy wiek.
W Meksyku wesołość jest melancholijna a uśmiech groźny. Meksyk jest antyczny i awangardowy, oczywisty i skryty, folklorystyczny i niemy, wierzy bardziej w świętych niż w Boga. Bogactwo jest tu równie widoczne jak ubóstwo. Jest to miejsce przyjemne do życia, a zarazem nawiedzane przez zbrodnię, która jest tu tak zwyczajna, że aż niewytłumaczalna. Etykietki spadają nań ulewą. Spróbujmy, podczas tej długiej włóczęgi, prześlizgnąć się między kroplami. [z wstępu autora]
 

... czyli kolejna (po Alfabecie zakochanego w Indiach) 'alfabetyczna' gawęda Carriere'a, którego do Meksyku 'ściągnęła' głównie współpraca z mieszkającym tam przez lata Louisem Bunuelem. Ale Carriere pisze nie tylko o kontaktach z wielkimi ludźmi filmu (choć także - i są to naprawdę smakowite relacje, notabene z książki można się także dowiedzieć, iż był czas, gdy Meksyk był jednym z największych światowych potentatów filmowych!), ale - podobnie jak przy Indiach - dzieli się ogólnie swą fascynacją kolejnym niezwykłym, jakże bogatym kulturowo i  historycznie (bo tym razem jest też więcej o historii - od konkwistadorskich podbojów, aż po rewolucyjne przewroty) krajem.  Krajem - jak wskazuje już cytowana wyżej przedmowa - wielkich kontrastów i sprzeczności, krajem trudnym do 'ogarnięcia' i może i przez to tak fascynującego (swoją drogą to dość podobnie jak przy Indiach, prawda?:D Zresztą podobieństw jest więcej - trudno choćby, żeby człowiekowi choć trochę obznajomionemu z indyjskim południem nie zabrzmiał znajomo kult maczo, którego ważnym wyróżnikiem jest obowiązkowe posiadanie wąsów^^). Napisana ze swadą książka to bardzo wciągająca lektura i - też podobnie jak przy Indyjskim alfabecie - ilość przekazanej wiedzy okazuje się trudna (czy wręcz niemożliwa) do pełnego ogarnięcia już po pierwszym przeczytaniu:P To może więc być dla czytelnika pierwszą 'groźbą' - że trzeba będzie do tej książki wracać^^ Drugą natomiast stanowić może fakt, że koniecznie zachce mu się pojechać do Meksyku:D (tak jak wcześniej do Indii).

sobota, 11 lutego 2012

Wchodząc w dorosłość: 'Sneha Geetham', 'Life before wedding' (LBW) & 'Thakita Thakita' (2010)

Od paru lat w kinie telugu można zauważyć całkiem prężny nurt filmów, które nazwałabym 'młodzieżowymi' - skierowanych do młodych, raczej wykształconych ludzi i o takowych opowiadający. Czyli historie o wchodzeniu w dorosłość właśnie. Za prekursora tego typu kina można chyba uznać Teję, który w 2000 roku zrobił furorę debiutanckim, opowiadającym historię pary nastolatków zmuszonych radzić sobie z problemem nieplanowanej ciąży, Chitram, ale prawdziwy rozkwit nastąpił kilka lat później, po megasukcesie Kammulowego Happy Days z 2007 roku. Odtąd twórcy regularnie produkują filmy skierowane do tego targetu odbiorców:)
I właśnie ‘Sneha Geetham’, od którego chcę zacząć tę notkę często określane jest przez recenzentów jako pewnego rodzaju sequel Happy Days:) O ile tamten film opowiada o koledżowych latach pewnej grupy przyjaciół, o tyle tu akcja rozpoczyna się, gdy bohaterowie ów koleż właśnie  kończą. I teraz muszą wkroczyć w naprawdę dorosłe życie. Podejmując niełatwe decyzje: czy raczej ryzykować podążając za swymi marzeniami, czy bardziej podporządkować się 'rozsądnym' pomysłom (najczęściej planom rodziców) na dalsze życie. I tyczy to zarówno wizji w kwestii przyszłej kariery zawodowej, jak i życia uczuciowego (wszak rozmawiamy o kulturze, w której nadal dość powszechne są aranżowane małżeństwa). Mnie z całej grupki najbardziej chyba urzekła historia marzącego o kręceniu filmów Arjuna (nie tylko dlatego, iż przy okazji można było zawrzeć tu trochę okołobranżowych smaczków, ani że tę rolę gra Sundeep Kishan, którego karierze bardzo kibicuję, ale jakoś po prostu najbardziej się tym wątkiem przejęłam - choć przyznam że jednak wkurzył mnie finał/pomysł na 'podsumowanie' tego wątku...) oraz drugoplanowa postać pełnego życia bohatera granego przez Krishnudu, który postawia 'nie dorastać', znaczy planowo z roku na rok nie zdaje końcowych egzaminów i 'zimuje' w koledżu. Sneeha Geetham  nie dorównuje HD, ale to miłe 'oglądadło' na relaksujący wieczór:)
Niestety tego samego nie mogę powiedzieć o kolejnych tytułach:(
Zrealizowany przez debiutanta ze Stanów, a opowiadający dwie historię uczuciowych 'trójkątów' młodych ludzi (jednego w Stanach, a drugiego w Indiach) Life Before Wedding znudził mnie na tyle szybko, że nawet trudno mi coś konkretnego na jego temat napisać. A ponoć w AP się podobał (i nieźle sprzedał) i naprawdę oczekiwałam czegoś w miarę świeżego i interesującego.
Równym rozczarowaniem (choć może bardziej - sądząc po recenzjach - spodziewanym) był producencki debiut Bhoomiki Chawli - Thakita Thakita. Tu z kolei może ambicje nazwijmy to 'społeczne' (przesłaniowe) tej koledżowej opowieści były i zacne, ale efekt wyszedł niestety podobny jak przy ostatnim filmie Vishwanatha, znaczy kiepski, a moja radość skończyła się w sumie przy początkowych cameach przedstawiającego grupkę młodych bohaterów Naga i Anushki. Szkoda, bo bardzo lubię Bhoomikę i dopinguję jej ambitnym zawodowym pomysłom...












Można by uznać końcowy bilans tego cyklu za mało optymistyczny i zachęcający, ale i tak cieszy mnie, że w AP powstaje i takie kino - o młodych i skierowane do młodych, no i bez starowych dzieci (czyli z szansą na filmowe debiuty dla outsiderów).

wtorek, 7 lutego 2012

Czekając na filmy Indrajitha...

Od czasu do czasu robię sobie taki przegląd najbliższych południowych premier, na które warto czekać:) (sprawdzam je choćby tu). No i tym razem wyszło mi, że na mojej liście 'czekam na' dominują projekty z udziałem Indrajitha:D A wcale nie było to takie planowane (w sensie, żebym specjalnie zwracała uwagę na każdy film, w którego obsadzie się znajduje:D). Postanowiłam więc je razem zebrać (i się podzielić:)), ale zanim przejdę do tych wyczekiwanych rzeczy, może słów kilka o samym Indrajicie  (zaczerpniętych z mojego 'wstępniaka' na forum:))

W 'City of god'
Prywatnie z rodziną:)
Indrajith Sukumaran to syn aktorskiego małżeństwa z Kerali: Sukumarana i Malliki, a starszy brat bardziej popularnego i u nas i tam Prithviraja. Znaczy aktor 'z rodowodem'^^ Aktor, bo nie jest gwiazdą. Dzięki temu pewnie nie boi się ról drugoplanowych, negatywnych i ogólnie w ich wyborze zdaje się nie zważać tak na względy komercyjne jak ci, którzy chcą być 'starami';P Sporo zdaje się zawdzięczać Lalowi Jose, - zagrał do tej pory u niego bodajże 7 razy. A naprawdę przełomowy dla Indrajitha okazał się nie tak dawny 'Nayakan', w którym to zagrał główną rolę: tancerza kathakali, który wkracza na ścieżkę zemsty... (potem wystąpił też - wspólnie z bratem - w kolejnym projekcie tego samego reżysera -  'City of God').

 A teraz na jakie jego filmy czekam:)
  • Karmayogi  (najdłużej chyba wyczekiwane, bo coś nie może się dopchać do kin:/), czyli - napisana przez scenarzystę od Kaliyattam - keralska adaptacja Hamleta, w której Indrajith zagra i głównego bohatera i jego ojca!
  •  Nagrodzona Nationalem dla najlepszego filmu molly 2011 roku klimatyczna opowieść o pewnej podróży -  'Veetilekkula vazhy: : The Way Home':
 
  •  'Ee Adutha Kalathu', czyli wyglądająca po trailerze dość świeżo i realistycznie historia szóstki bohaterów z różnych warstw społecznych. 
 

  • 'Aakashathinte Niram' - kolejny wspólny film braci  u tego samego rezysera co VV:)

 
  • Oraz chyba raczej wiejskie (i po fotkach sądząc urocze:)) 'Mullamottum Mundirichaarum':

Niech to teraz tylko ładnie wchodzi do kin.. A potem na dvd:)