wtorek, 21 maja 2013

Indyjscy aktorzy w sutannach i koloratkach ;)

Pomyślałam o takiej notce przy okazji obserwacji pewnych trendów w kinie molly, ostatecznie zmobilizował mnie... seans tamilskiego Kadal;) Każdy, kto trochę 'siedzi' w kinie indyjskim (zwłaszcza tym najbardziej geograficznie południowym) wie, że można w nim zobaczyć nie tylko hinduistycznych kapłanów. Oto parę przykładów;)

Amitabh w Amar Akbar Anthony

Przebrany i tylko na chwilę ale jednak;) No i tak barwny, że trudno go zapomnieć:D


Shiney Ahuja w Sins

Ksiądz na drodze pokusy. Cielesnej. Ponoć inspirowany Zbrodnią ojca Amaro.


Asrani w Kamal Dhaamal Kamal

Ksiądz oprotestowany przez środowiska katolickie^^

Arjun w Kadal


Aravind Swamy w Kadal

Dla odmiany kapłan - wzorzec (no dobra, nudny wzorzec:P)

 

Indrajith w Amen

Ojciec Vatoly. Dość niebanalny (nowoczesny:D) kapłan

 

Prithviraj w Louis Araman

Ma być księdzem, ale nie bardzo chce:P  

 

Sreenivasan w Parudeesa:

Kapłan ortodoksyjny



Kunchacko Boban i Bijju Menon w Romans:

Fałszywi księża^^ (ponoć remake We're not angels)


Ktoś ma inne przykłady?

sobota, 18 maja 2013

Tamilskie 'świeżynki': 'Haridas', 'Aadhi Bhagavan', 'David', 'Paradesi' (2013)

Przy okazji podsumowania zeszłego roku  pisałam o sporych problemach z dostępnością tamilskich filmów na dvd. Nie wiem, co się dzieje (i nie chciałabym tu zapeszyć:P), ale w zakresie tegorocznych premier jak dotąd prawie wszystkie interesujące mnie tytuły zostały wydane z napisami! A skoro już taki cud nastąpił to należy korzystać, zatem zrobiłam sobie mini-przegląd świeżutkich tamili:)

Haridas
'Dla każdego dziecka pierwszym bohaterem (wzorcem) jest jego ojciec'- tak brzmi motto tego, bardzo przeze mnie wyczekiwanego, filmu. Jego bohater, dzielny policjant Sivadas, jest bez reszty oddany swej wymagającej pracy. Do czasu, gdy okoliczności zmuszą go do zajęcia się swym dziesięcioletnim synem Haridasem. Który jest autystykiem... Temat 'rodzice i niepełnosprawne dzieci' nieobcy jest mi i z racji zawodowych doświadczeń. Zdaję sobie więc sprawę, jakie to niełatwe poświęcić w zasadzie całe życie takiemu dziecku. Z perspektywą wielu wyrzeczeń,  a bez specjalnej gwarancji postępów. I jakoś rzadziej decydują się na to ojcowie. Tym bardziej pewnie ciekawa byłam filmu i chyba tym bardziej mnie poruszył. 'Faceci nie płaczą' - mówi Sivadas w jednej z najbardziej wzruszających scen filmu. Tak, ma chwile kryzysu, ale idzie dalej... Walczy. Dla syna. Na szczęście trafia na dobrego, mądrego lekarza. Który tłumaczy mu, że chłopiec nie jest upośledzony. Po prostu żyje w swoim świecie. A przecież w zasadzie świat każdego z nas jest trochę inny, tu różnica tkwi tylko w skali owej odmienności (notabene pokazany w Haridasie obraz autyzmu trafił do mnie dużo bardziej niż choćby ten z Barfi). Panowie trafiają też na świetną nauczycielkę (sceny w szkole są przezabawne:D).  Sneha zrezygnowała dla tej roli z możliwości zagrania w megaprojekcie Rajiniego - zawsze wiedziałam, że ta kobieta ma dobrze poukładane aktorskie priorytety:) Podobnie zresztą grający Sivadasa Kishore - który budzi moje coraz większe zainteresowanie (rozpaczliwie szukam kannadyjskiego Cyanide o zabójstwie Rajiva Gandhiego) Ogólnie, jeśli miałabym się czegokolwiek od strony obsadowej 'czepić', to może tylko zbyt oczywistego obsadzenia Pradapa (a mógł zagrać np trenera:P) Przy samym finale przez chwilę miałam wątpliwości. Że może nie tak bym to widziała. Ale za chwilę znalazłam ładną paralelę, którą taki rozwój wypadków tworzył, a potem nastąpił taki obrót sprawy, że już w ogóle zajęłam się tylko smarkaniem:P Bardzo polecam.  I obowiązkowo kupię sobie w Londynie ten film na dvd:)

Aadhi Bhagavan
Wstępnie ów gangsterski projekt wyglądał dość ciekawie, ale potem recenzje mnie jakoś zniechęciły. Ostatecznie zadecydował tamilski rap, a w zasadzie zobaczenie looku Jayama Raviego, jakiemu towarzyszyła ta piosenka:D Stwierdziłam, że nawet jeśli film będzie nie najlepszy, dla takiego wcielenia aktora warto:P I dokładnie tak było:) Choć na początku nie całkiem mogłam zrozumieć, skąd tyle krytyki wobec tej  'mafioso action love story' - było dość ciekawie  i klimatycznie, a Ravi jako gangster to temat na osobny wzdech:P Chyba aktor ma już zdecydowanie 'chłopięce lata' za sobą. Oglądałam może nie z zachwytem, ale z zainteresowaniem i czekałam na wiadomą 'odsłonę'. Gdy w końcu się doczekałam, najpierw aż kwiknęłam z radości, ale potem niestety stwierdziłam, iż to wszystko jakoś do siebie nie pasuje.. Mimo tego, że bohaterowie zdawali się sami w sobie być naprawdę ciekawi (wcielenia Raviego jak już wspomniałam świetne, a Neetu Chandra grała zdecydowanie nietypową heroinę), fabularnie jako całość się to po prostu specjalnie 'nie kleiło'. Znaczy potencjał myślę był, ale na tym się niestety skończyło. A, i chyba w końcu nie nakręcono tego klipu w Polsce - w filmie na pewno takowego nie ma.

David 
Pamiętam, że od początku spodobał mi się pomysł współpracy  Beyora Nambiara z Vikramem i Jiivą - taka ładna mieszanka się zapowiadała:) I nawet jeśli bardziej spodobał mi się trailer wersji hindi, postanowiłam, z sympatii dla Jiivy, obejrzeć jednak wersję tamilską. Być może to był błąd (w  wielu recenzjach spotkałam się z opinią, iż to właśnie owa londyńska, gangsterska historia - której brak w tamilskiej wersji - jest najciekawszą częścią filmu). Tamilską wersję ogląda się może i nie najgorzej, tylko niewiele z tegoż wynika...I o ile jeszcze przy goańskiej historii Vikrama - opijusa może i 'tak ma być': znaczy lekko, trochę zabawnie, ciut gorzko i tyle, o tyle mumbajska historia z Jiivą jako niedoszłym muzykiem przywodziła mi na myśl średniej jakości hirołsowce, w których niby jest jakieś tam tło społeczne, ale jakoś słabo to rozwinięte, a bohater, nawet jeśli najpierw dostaje po głowie (w sensie dosłownym) i tak, w widowiskowym stylu, 'powali' oczywiście bandę zuych (a objawy potencjalnego urazu zdadzą się ostatecznie nie mieć specjalnego znaczenia:P) Po prostu spodziewałam się więcej, niż  filmu, na którym się może i nie męczyłam, ale o którym raz dwa pewnie zapomnę.
 Paradesi
Po ostatnich rozczarowaniach filmami Bali z jednej strony czekałam na ten, z drugiej trochę się go bałam. Czy reżyser będzie jeszcze w stanie zrobić naprawdę dobre kino, takie o którym trudno zapomnieć? Well.. jakkolwiek Paradesi takim filmem (jeszcze) nie jest, tak daje jakieś nadzieje na przyszłość. Akcja toczy się w latach 30, jeszcze przed odzyskaniem przez Indie niepodległości. Ten historyczny kostium skojarzył mi się trochę z Araavan Vasanty Balana. Nie dlatego, żeby to była podobna rzeczywistość (w końcu dzieli ją jakieś 200 lat), ale ponieważ te, pieczołowicie odtworzone, realia 'z epoki' zdawały się trochę negatywnie korelować z moim zaangażowaniem jako widza. Jak doceniałam różne detale, tak trochę zeszło, zanim zaczęłam się tak naprawdę przejmować pokazywaną mi historią (w kategorii obrazów poruszających tematykę 'niewolniczej pracy' mam zresztą bardzo wysoko ustawioną - przez Angadi Theru - poprzeczkę:P) Dlatego Paradesi, pomimo wrażenia w zakresie odtworzenia klimatu epoki czy naprawdę dobrej obsady (to moje pierwsze spotkanie z Arthavą Muralim i jak najbardziej życzę mu, żeby 'skorzystał' na roli u Bali podobnie jak Vikram czy Surya, natomiast z prawdziwą przyjemnością zobaczyłam znów, po Baanam, Vedhikę - podoba mi się dziewczyna i jej wybory:))  to dla mnie 'tylko' dobry film. Ale to i tak niemało.
Ps. Bo zapomniałabym: numer 'misyjny' po prostu wymiata! Po prostu zaniemówiłam z wrażenia, jak to zobaczyłam:D

niedziela, 12 maja 2013

Midhunam (2012) - carpe diem w jesieni życia;)


Od dawna bardzo niecierpliwie czekałam na ten film (plakat z niego gości zresztą od jakiegoś czasu na 'czołówce' mojego bloga:)). Bałam się tylko, że może wcale nie wyjść na dvd z napisami (wielu kameralniejszym filmom telugu się to niestety zdarza - że wspomnę tylko o Devasthanam czy  Onamalu z tych ostatnich...), na szczęście został wydany:)
W wielu internetowych wypowiedziach podkreślano, że ten film to esencja 'telugowości' i dokładnie tak jest. To jest ten 'natywny' klimat, który znam z filmów z lat 80, przedstawiany kiedyś przez takich klasycznych twórców jak Vishwanath, Bapu czy Jandhyala. Cudowny świat, w którym toczy się spokojne, wypełnione pięknymi widokami i raagującymi melodiami życie. I w zasadzie należało się chyba tego spodziewać, zważywszy iż reżyserem filmu jest ceniony aktor charakterystyczny i scenarzysta, Tanikella Bharani, człowiek rzec można chyba 'starej dobrej szkoły', a sam film - historia starszego, mieszkającego samotnie (znaczy z dala od dzieci), ale potrafiącego cieszyć się życiem, małżeństwa - jest adaptacją powieści telugu. Co ciekawe nie pierwszą - dekadę wcześniej zekranizowali ją Keralczycy. Oczywiście postanowiłam wykorzystać okazję do ciekawego porównania (dotąd miałam sposobność do takowego tylko przy adaptacjach Devdasa i Parineety, ale żadnej literatury z południa), obejrzałam wcześniej Oru Cheru Punchiri i będę się dalej także i do tamtej wersji odnosić:) 
Może na wstępie napiszę, iż Midhunam  urzekł mnie zdecydowanie bardziej:P Oru Cheru Punchiri oglądałam raczej 'na chłodno', tu już na napisach początkowych na mojej twarzy pojawił się błogi uśmiech i nie zniknął w sumie do końca seansu:) I, nie umniejszając zasług reżysera (bo grzechem by było! film jest cudownie poprowadzony, scen perełek jest masa, a jakie ma świetne - choć nieliczne w sumie - dialogi!), sądzę, iż olbrzymia część zasługi należy się tu Balasubramanyamowi i Lakshmi, którzy wnieśli w swe role tyle autentyczności, a przede wszystkim ciepła, że po prostu trudno się do nich nie uśmiechać przez ekran:) A trzeba podkreślić, iż ciążyła na nich olbrzymia odpowiedzialność, bowiem w całym filmie poza tą dwójką nie ma żadnych innych aktorów (jedynie w rozmowach telefonicznych pojawia się głos syna - 'użyczony'  zresztą ponoć przez Indragantiego:) A np. w wersji mallu było jednak trochę tych epizodycznych postaci, co mi się jakoś mniej podobało). Nadal uśmiecham się na samo wspomnienie scen z sari, walki na kukły czy przecudownego hymnu do kawy:) Midhunam to prostu przepiękna pochwała radości życia - niezależnie od wieku i okoliczności. Urzekające jest też obserwowanie, jak para ludzi, po tylu latach spędzonych ze sobą, nadal potrafi cieszyć się własnym towarzystwem:) I strasznie chciałabym, żeby - w dominującym obecnie kulcie młodości i 'szybkiego życia' - takich filmów powstawało jak najwięcej:)

czwartek, 9 maja 2013

100 filmów 'wszech czasów' na stulecie kina indyjskiego



List największych/najważniejszych filmów indyjskich trochę już widziałam. Zwykle wkurzała mnie na nich jednak 'nadreprezentacja' (czy ogólnie ograniczenie się li jedynie do) kina hindi.  Lista IBN.Live - aczkolwiek też pewnie nie idealna (czy w ogóle jest taka możliwa?) jest na tym tle bardzo miłą odmianą, stanowi bowiem bardzo różnorodny językowo wybór filmów (w tym reprezentantów i takich mniej znanych kinematografii jak kino pendżabskie czy assamskie). I nawet znalazłam na niej parę kompletnie nieznanych mi dotąd, a wstępnie wyglądających naprawdę ciekawie tytułów (i będę je teraz 'tropić':P) Dlatego mi się szczególnie spodobała i postanowiłam zaprezentować ją  i 'u siebie. Pozwolę sobie też trochę pokomentować:P

Naya Daur (hindi, 1957, reż. BR Chopra)
Tradycja kontra wkraczająca przemysłowa nowoczesność. Jeszcze  przede mną:)
Deewaar (hindi, 1975, reż. Y. Chopra)
Nie wymaga chyba komentarza. Wielka rola Biga. Po prostu trzeba znać.
Gol Maal (hindi, 1979, reż. Hrishikesh Mukherjee)   
Z komedii Hrishi-dy wolę chyba Chupke Chupke, ale Golmaal też sympatyczny. No i ten kult wąsa!
Ankur (hindi, 1974, reż. Shyam Benegal)
Debiut Shyama i Shabany. Kamień milowy kina paralell. Zdecydowanie warto.
Ek Duuje Ke Liye (hindi, 1981, reż. K.Balachander)
Nie widziałam, ale niespecjalnie mnie przekonuje umieszczanie na takiej liście remaków i to obok oryginałów (choć i Maro Charitra mi się niespecjalnie podobało:P)
Mr India (hindi, 1987, reż. Sekhar Kapoor)
Dziwny wybór, bo to sympatyczna, ale ramotka. Że niby bo prekursor filmów s-f? Eeee...
Padosan (hindi, 1968, reż. Jyoti Swaroop)  
Kolejny remake południowca na liście. Tym razem chyba jednak łatwiej mogę to wybaczyć, bo mam słabość do tej komedii:P
Parinda (hindi, 1989, reż. VV Chopra )
Gangsterskie klimaty jeszcze sprzed RGV. Zdecydowanie warto.
Mera Naam Joker (hindi, 1970, reż. Raj Kapoor)
Rajowe opus magnum, którego klapa złamała mu serce.  Obok Awaary mój ulubiony jego film.
Satya (hindi, 1998, reż. RGV)
Jeden z najbardziej kultowych filmów Ramu. Koniecznie.
Awaara (hindi, 1951, reż. Raj Kapoor)
O człowieku decydują geny czy wychowanie? Moja opinia vide ciut wyżej;)
Garam Hava (urdu, 1973, reż. MS Sathyu)  
Ten film o konsekwencjach podziału Indii jeszcze przede mną. Obiecuję sobie wiele:) 
Mughal-e-Azam (hindi, 1960, reż. K.Asif) 
Historyczny romans wszech czasów. Nie całkiem w moim guście, ale rozmach doceniam.
Guide (hindi, 1965, reż. Vijay Anand)
Adaptacja powieści Narayana to dowód na to, że obecna 'progresywność' kina hindi, czy łamiący konwenanse bohaterowie to nie taka znów nowość.
Kabuliwaala (hindi, 1961, reż. Hemen Gupta)
Adaptacja powieści Rabindranatha Tagore. Jeszcze przede mną.
Maqbool (hindi, 2003, reż. Vishal Bhardwaj)
Makbet wg Vishala. Który zdecydowanie czuje Szekspira.
Pyaasa (hindi, 1957, reż. Guru Dutt)
Gurowy 'smęt' o bólu artysty. Klasyk.
Sholay (hindi, 1975, reż. Ramesh Sippy)
Co tu wiele mówić: jak wiadomo Śole są wszędzie^^
Anand (hindi, 1971, reż. Hrishikesh Mukherjee)
Zanim było KHNH:P Kiedyś robił na mnie większe wrażenie, dziś pewnie z dramatów Mukherjee'go wybrałabym raczej  Satyakam czy Anupamę.
Do Bigha Zamin (hindi, 1953, reż. Bimal Roy) 
Klasyk neorealizmu w kinie hindi. Pierwszy indyjski film nagrodzony w Cannes.
Paar (hindi, 1984, reż. Goutam Ghose)
Dvd leży na mojej półce i czeka na swoją kolej:D
Dilwale Dulhaniya Le Jayenge (hindi, 1995, reż. A .Chopra)
No cóż, niby trudno się dziwić jego obecności, ale jednak...:P
Jaane Bhi Do Yaaron (hindi, 1983, reż. Kundan Shah)
Klasyczna satyra - jeszcze przede mną.
Kaagaz Ke Phool (hindi, 1959, reż. Guru Dutt) 
Każdy ma swoje 'wielkie zaległości'. To jedna z moich, bo 'Papierowych kwiatów' jeszcze nie widziałam:D
Mother India (hindi, 1957, reż, M.Khan)
Ikoniczna rola Nargis, którą trzeba znać.
Munnabhai MBBS (hindi, 2003, reż. R.Hirani)
Zabawne i niegłupie. Choć chyba wolę drugą, 'gandyjską' część:D
Pakeezah (hindi, 1972, reż. K.Amrohi)
'Łabędzi śpiew' Meeny Kumari. U nas jakoś niespecjalnie chwalony film, może stąd boję się obejrzeć:P
Saheb Biwi Aur Ghulam (hindi, 1962, reż. Guru Dutt)
As for now mój ulubiony Guru (przypominam, że 'Kwiaty..' przede mną). Może dlatego, że w bengalskich klimatach, znaczy trochę inaczej niż Gurowa reszta.
Black Friday (hindi, 2004, reż. A.Kashyap)
Słynny Kashyapowy film o zamachach z 1993 roku jeszcze przede mną...
Do Aankhen Barah Haath (hindi, 1957, reż. V Shantaram)
Najsłynniejszy film Shantarama. Pierwszy indyjski Złoty Niedźwiedź i Złoty Glob. Przede mną.
Masoom (hindi, 1983, reż. S.Kapoor)
Serio, odnoszę wrażenie, że do tej listy wybrano nie te filmy Sekhara Kapoora, które się powinno.
Hazaaron Khwahishen Aisi (hindi, 2003, reż. Sudhir Mishra)
Najsłynniejszy film reżysera. Chyba powinnam do niego kiedyś wrócić.
Pushpak (1987, reż. Singeetham Srinivasa Rao)
Niema czarna komedia z Kamalem w roli głównej. Wcale nie hindi, jak twierdzi to zestawienie, bo wyprodukowana w Karnatace przez mieszankę ekipy z południa:P
Raja Harishchandra (1913, reż. Dadasaheb Phalke)
Pierwszy indyjski film ever. Zachowany niestety tylko w kawałkach.
Salaam Bombay (hindi, 1988, reż. M. Nair)
Słynny film o indyjskich 'dzieciach ulicy'. Ważna rzecz.
Zanjeer (hindi, 1973, reż. P. Mehra)
Film, który 'stworzył' legendę Biga jako Angry Young Mana. I który teraz bezczeszczą w remaku:P
Saaransh (hindi, 1984, reż. M. Bhatt)
Debiut Anupama Khera - ponoć fantastyczny. Jeszcze nie widziałam, niemniej trochę dziwi mnie przedłożenie tego filmu Bhatta nad Arth.
Bhuvan Shome (hindi, 1969, reż. Mrinal Sen)
Słynny i przełomowy film cenionego bengalskiego reżysera, jeden z najważniejszych z nurtu 'nowej fali'.
Charulata (bengalski, 1964, reż. S.Ray)
Adaptacja powieści Rabindranatha Tagore. 'Osamotniona' uważana jest za jeden z najlepszych Rayowych filmów.
Pather Panchali (bengalski, 1955,reż. S.Ray)
Pierwsza część uznanej na całym świecie tzw. Trylogii Apu. Ale to nie ten Ray, który najbardziej trafia do mnie:)
Aparajito (bengalski, 1956, reż. S.Ray)
Druga część Trylogii Apu.
Apur Sansar (bengalski, 1959, reż. S.Ray)
I trzecia:) . 
Meghe Dhaka Tara (bengalski, 1960, reż. Ritwik Ghatak)
Najsłynniejszy film jednego z 'wielkiej bengalskiej trójcy', czyli poetycki realizm w rozkwicie. Urzekający.
Goopy Gyne Bagha Byne (bengalski, 1969, reż. S.Ray)
Musicalowy i chyba baśniowy dziecięcy film Raya. Dopiero przede mną.
Padatik (bengalski, 1973, reż. Mrinal Sen)
Charakterystyczne dla twórczości M.Sena lewicujące kino zaangażowane. Trzecia część 'kalkuckiej trylogii'. Jeszcze nie widziałam.    
Akaler Sandhane (bengalski, 1981, reż. Mrinal Sen)
Tym razem Sen opowiada o słynnej tragedii głodu z 1943 roku. Jej ofiarami było 5 mln Bengalczyków. Film zdobył Złotego Niedźwiedzia w Berlinie.
Aranyer Din Ratri (bengalski, 1970, reż. S.Ray)
Aparna i Sharmila u S.Raya. I kolejny Zloty Niedźwiedź. Oczywiście jeszcze nie widziałam:D 
Jhinder Bandi (bengalski, 1961, reż. Tapan Sinha)
Słynny przede wszystkim z powodu pierwszej negatywnej roli Soumitry Chatterjee'go romans kostiumowy (inspirowany 'Więźniami Zendy'). I nawet znam - obejrzałam na fali fascynacji Uttamem:D
Shriman Prithviraj (bengalski, 1973, reż.  Tarun Majumdar)
Kultowy ponoć romantyczny klasyk o nastoletniej miłości.
Harano Sur (bengalski, 1957, reż. Ajoy Kar)
Film, który wylansował Suchitrę i Uttama  na romantyczną parę wszech czasów. 
Nayak (bengalski, 1966, reż. S.Ray)
Opowieść o wielkiej gwieździe kina przywodząca na myśl dzieła Bergmana. Mój ulubiony film Uttama i ulubiony S.Raya. 
Galpa Holeo Satyi (bengalski, 1966, reż. Tapan Sinha)
Klasyczna bengalska komedia. W bolly zremakowano ją jako 'Bawarchi' (z Rajeshem).
Kshudhita Pashan (bengalski, 1960, reż. Tapan Sinha)
Znów adaptacja Tagore'a. Tym razem thriller o nawiedzonym domu..
Unishe April (bengalski, 1994, reż. R. Ghosh)
Ponoć jeden z najlepszych filmów znanego reżysera.  Luźno inspirowany 'Jesienną Sonatą'. Na mojej liście 'do obejrzenia' już chwilę - z powodu Aparny i Prosenjita:)
Devadasu (telugu, 1953, reż. V. Raghavaiah)
Ciekawe, że z wszystkich adaptacji Devdasa do listy wybrano akurat ANR-ową wersję. Oczywiście, jest bardzo ceniona, no ale jednak pewnie bym się prędzej Bimalowego Devdasa spodziewała:P
Maa Bhoomi (telugu, 1980, reż. Goutam Ghose)
Fascynujące, iż zdaje się najbardziej realistyczny film o Telanganie nakręcił Bengalczyk. Warto zobaczyć.
Mallishwari (telugu, 1951, reż. BN Reddy)
Romans kostiumowy z Bhanumati w roli głównej.  Pierwszy film telugu wyświetlany... w Chinach (z napisami!)  Zbieram się już jakiś czas do obejrzenia saute.
Maro Charitra (telugu, 1978, reż. K Balachander.)
Napisałam już, co o tym myślę przy Ek Duye Ke Liye:P 
Mayabazar (telugu, 1957, reż. KV Reddy)
Telugowy multistarrer wszech czasów. Lekki i przeuroczy klasyk inspirowany Mahabharatą. Z cudownymi evergreenowymi piosenkami.
Narthanasala (telugu, 1963, reż. K.K. Rao)
Mahabharata again, tym razem w zdaje się bardziej 'solennej' wersji.
Patala Bhairavi (telugu, 1951, reż. KV Reddy)
Zakochany w księżniczce ogrodnik i ...magia. Urocza baśń, ale żeby od razu na takiej liście? 
Sagara Sangamam (telugu, 1983, reż. K Vishwanath) 
Reżyser znany jako 'piewca sztuki'  i tańczący klasycznie Kamal tworzą magię.  Którą trzeba znać.
Shankarabharanam (telugu, 1979, reż. K Vishwanath) 
Przełomowy film wielkiego reżysera telugu i bardzo ważny w historii tego kina.  Hołd dla tradycyjnej muzyki i prawdziwa karnatyczna uczta dla widza.
Shiva (telugu, 1989, reż. RGV)
Też przełomowy w tym kinie, ale zupełnie inaczej:D  Osobiście z tego okresu twórczości RGV najbardziej cenię 'Gayam', no ale to jednak debiut Ramu jest bardziej 'kultowy'.
Sant Tukaram (marathi, 1936, reż. VG Damle i Sheikh Fattelal)
Ta opowieść o życiu wielkiego świętego i mistyka to pierwszy indyjski film wyświetlany na zagranicznych festiwalach (m.in w Wenecji). Mnie kino dewocyjne niestety raczej nie służy:P
Shyamchi Aai (marathi, 1953, reż. PK Atre)
Laureat pierwszego w historii Nationala dla najlepszego filmu.
Shwaas (marathi, 2004, reż. Sandeep Sawant)
Ta ciepła i poruszająca historia to jeden z najsensowniej wybranych indyjskich kandydatów do Oscara z ostatnich lat. Podobno to on rozpoczął tez 'nową falę' (odrodzenia) w kinie marathi.
Deool (marathi, 2011, reż. Umesh Kulkarni)
Film o globalizacji i małych indyjskich wioskach. Jeszcze przede mną:)
Harishchandrachi Factory (marathi, 2009, reż. P. Mokashi)  
Film o realizacji pierwszego indyjskiego filmu. Przeuroczy:)
Umbartha (marathi, 1982, reż. Jabbar Patel)
Opowieść o cenie zawodowych ambicji kobiety. Jedna z najlepszych ról Smity Patil. Z tego, co dotąd widziałam - moja ulubiona:)
Vihir (marathi, 2010, reż. Umesh Kulkarni)
Wyświetlany na festiwalu w Berlinie (a i u nas na WFF- zebrał niespecjalne opinie) wcześniejszy obraz ekipy Deeola. Nie widziałam żadnego, wiec trudno porównywać:P
Pinjra (marathi, 1972, reż. V Shantaram)
Shantaramowy klasyk to tragiczna historia nauczyciela i tancerki. Trochę kojarzył mi się z Błękitnym aniołem.
Manoos (marathi, 1939, reż. V.Shantaram)
Ten sam reżyser, tym razem historia uczucia policjanta i prostytutki. Ponoć chwalił ją sam Chaplin:) 
Shala (marathi, 2011, reż. Sujay Dahake)
Nostalgiczna opowieść o 'szkole'. Nie wiem, czy aż na taką listę:P
Anhey Ghorhey Da Daan (pendżabski, 2011, reż. Gurvinder Singh)
Bardzo ostatnio chwalona historia o niedoli farmerów. Mnie jakoś nie urzekła:P 
Thoovanathumbikal (malajalam, 1987, reż. P Padmarajan)
Kultowy romans, w którym Mohanlal zakochuje się równocześnie w dwóch kobietach.  Jeszcze przede mną.
Chemmeen (malajalam, 1965, reż. Ramu Kariat) 
Adaptacja słynnej, wydanej i u nas powieści. Osadzona w środowisku rybaków opowieść była ważnym przełomem w kinie mallu (i zwróciła na nie uwagę reszty Indii, a i zagranicy - film trafił też do Cannes)
Oru Vadakkan Veeragatha (malajalam, 1989, reż. Hariharan)
Historyczna opowieść z Mammoottym w roli malabarskiego wojownika-antybohatera. Bardzo warto!
Peruvazhiyambalam (malajalam, 1979, reż. P Padmarajan)
Debiut znanego reżysera to opowieść o przemocy, totalitaryzmie i męskości. Poczułam się zainteresowana:)
Anantaram (malajalam, 1987, reż.  Adoor Gopalakrishnan)
Eksperyment Adoora - bohater opowiada całą historię bezpośrednio widzowi (w pierwszej osobie i dwóch wersjach). Bałam się niepotrzebnie - takie eksperymenty Adoora kupuję!
Manichitrathazhu (malajalam, 1993 reż. Fazil)
Słynna, namiętnie remakowana historia opętanej tancerki. Ja bym tego na liście wszech czasów nie umieściła:P
Sandesham (malajalam, 1991, reż. S.Anthikad)
Klasyczna czarna komedia i satyra polityczna. Kiedyś trzeba będzie sprawdzić:)
Vanaprastham (malajalam, 1999, reż. Shaji N. Karun)
Mohanlal jako tancerz kathakali. Fantastyczna rzecz.
Pathinaru Vayadhinile (tamilski, 1977, reż. Bharathiraja)
Film, który rozpoczął trend 'prowincjonalnych' historii w kinie tamilskim. Przełom w karierze reżysera, Kamala, Rajiniego i Sridevi.
Andha Naal (tamilski, 1954, reż. Balachander)
Pierwszy tamilski film noir. Pierwszy bez piosenek. Z narracją inspirowaną 'Rashomonem'. Trzeba znać.   
Nayagan (tamilski, 1987, reż. Mani Ratnam)
Mani+Kamal+Godfatherowe inspiracje= wielkie kino. Po prostu.
Haridas (tamilski, 1944), reż. Sundar Rao Nadkarni)
Pierwszy wielki tamilski hit kasowy. Klasyczne melodie i ostatnia rola legendarnego aktora MK Thyagaraji Bhagavathara.
Agrahrathil Kazhudai (tamilski, 1977, reż. John Abraham)
Jedyny tamilski film słynnego, niepokornego, przedwcześnie zmarłego reżysera z Kerali to, ujęta w formie przypowieści o osiołku, krytyka zwyczajów bramińskich. Warto znać.
Meera (tamilski, 1945, reż. Ellis R Dungan)
Muzyczna legenda, MS Subbulakshmi, w roli wyznawczyni Krishny. Hit słynny głównie z powodu piosenek. 
Thanneer, Thanneer (tamilski, 1981, reż. K.Balachander)
Przełomowe tamilskie kino społeczne poruszające problemy niedoborów tytułowej wody czy korupcji.
Uthiri Pookkal (tamilski, 1979, reż. J Mahendran)
Ta opowieść o psychologicznych relacjach w rodzinie i szerszej społeczności lokalnej to ponoć przełom w sposobie wizualnej narracji. Czuję się zaciekawiona:)
Aval Appadithan (tamilski, 1978, reż. C Rudhraiya)
Kino rzec by dzisiaj można 'feministyczne', z młodą 'singielką' w wielkim mieście. Bardzo warto!
Metti (tamilski, 1982, reż J Mahendran)
Opowiadany z kobiecej perspektywy film o społecznej opresji. Trzeba będzie poszukać:)
Samskara (kannada, 1970, reż. PR Reddy)
Poruszający kwestie kastowości przełomowy film w kinie kannada - początek nurtu parallel w tej kinematografii. 
Katha Sangama (kannada, 1975, reż. Puttanna Kanagal)
Kompilacja trzech krótkich historii i jeden z pierwszych filmów Rajiniego (drugi w ogóle, pierwszy w rodzimym kinie). Grał oczywiście rolę negatywną:)
Ranganayaki (kannada, 1981, reż. Puttanna Kanagal)
Film o kompleksie Edypa (aktorka nieświadomie zakochuje się we własnym synu). To starczyło, żebym postanowiła go zdobyć. Tubiś po raz kolejny okazał się nieoceniony^^
Ghatashraddha (kannada, 1977, reż. Girish Kasaravalli)
Przełomowy film czołowego reżysera kannadyjskiego nurtu parallel.  Opowieść o przyjaźni małego chłopca i ciężarnej wdowy. Świetne kino!
Kaadu (kannada, 1973, reż. Girish Karnad)
Prowincjonalny dramat o rywalizacji dwóch wsi  widzianej oczami małego chłopca.  Twórczość Karnada też by kiedyś poznać:)
Halodhia Choraye Baodhan Khai (assamski, 1987, reż. Jahnu Barua)
Jeden z najbardziej znaczących filmów tej kinematografii, wyświetlany na wielu festiwalach melodramat społeczny o niedolach pewnego farmera i jego rodziny.
Ishanou (manipuri, 1991, reż. AS Sharma)
Pierwszy film z tego regionu wyświetlany w Cannes.  Historia transformacji pewnej spokojnej żony, która uznała, iż jest 'powołana'.  


Uff.. ciekawa lista, prawda? Widziałam z niej dokładnie połowę:)

niedziela, 28 kwietnia 2013

Nastrojowe keralskie klimaty: 'Ayalum Njanum Thammil' i 'Annayum Rasoolum' (2012)

Miło jest filmowo 'poszaleć', po prostu rozerwać się, ale dobrze też czasem, dla odmiany, dać się wprawić w zadumę, wyciszyć, pomyśleć.... To właśnie takie filmy:)

Ładnych parę lat temu, za sprawą nastrojowego filmu Lala Josego, absolutnie zachwyciłam się pewnym młodym, utalentowanym Keralczykiem. Tym filmem było Classmates, a aktorem oczywiście Prithviraj. Gdy zaczęłam oglądać najnowszy film Lala - Ayalum Njanum Thammil, poczułam pewnego rodzaju 'powrót do przeszłości'. Przypomniał mi się tamten klimat i tamte emocje. Ów świeży, 'nieskażony' jeszcze krytycyzmem (który przyszedł później:P), zachwyt i aktorem, i klimatem, jaki potrafi stworzyć kino molly. To nie znaczy, że fabuła obu filmów jest specjalnie podobna: tu trzon opowieści stanowi opowieść o dorastaniu do powołania. Wymagającego powołania. Gdy poznajemy bohatera, jest już świetnym i cenionym lekarzem, ale pewien splot wydarzeń spowoduje, iż odbędziemy razem z nim swego rodzaju 'podróż sentymentalną' i poznamy okoliczności, które pomogły mu się właśnie kimś takim stać...I Prithvi bardzo wiarygodnie przedstawił tę życiową drogę bohatera. Ogólnie wygląda, że miał (w końcu) aktorsko bardzo dobry rok w molly (a przede mną jeszcze Celluloid) i tym bardziej nie rozumiem, po co mu te dziwne role w bolly:P   Wracając jednak do 'Między nim a mną' (bo tak by można 'na nasze' przetłumaczyć tytuł filmu) nie można nie wspomnieć i o owym onym. Fantastycznie zagranym przez Pratapa Pothena mistrzu. Tak się składa, iż poprzednio widziałam go (i zresztą po tej roli zapamiętałam) w 22 Female Kottayam. A grał tam kogoś, czyja twarz mogłaby się potem śnić widzowi po nocach. I teraz, po takim właśnie 'wryciu się' w moją pamięć, gra tu rolę prawie chodzącego ideału w taki sposób, że ani przez moment nie mam poczucia, że 'coś tu nie pasuje / jest nie tak'. Że tamto wspomnienie, tamtej roli absolutnie nie 'przebija'. To jest to, o co chodzi w prawdziwym aktorstwie i rozumiem teraz Pratapowe rozgoryczenie brakiem jakiegokolwiek docenienia jego zeszłorocznych ról przez komisję nagród stanowych (czego Prithvi się doczekał). Panie zajmowały w tej historii mniej miejsca, ale ich role były ładnie 'osadzone' i zagrane. Całość zdecydowanie godna uwagi, a i skłaniająca też do osobistych refleksji i 'podsumowań'. Trailer:

-------
Zabierałam się za tego 'romantycznego snuja' (jak sobie wyobrażałam Annayum Rasoolum) z pewną obawą - nie jest to mój ulubiony rodzaj kina, no ale Fahaad 'wygrał'^^ (i to jeszcze Fahaad w parze z dziewczyną, z którą zdaje się faktycznie się teraz spotyka). I początkowo faktycznie było ciężko: jakieś pierwsze pół godziny wypełnione rodzajowymi obrazkami z codziennego życia w Kerali (a ja nie byłam tam, żeby mieć do tego powiedzmy stosunek sentymentalno-wspomnieniowy), potem gdzieś przez godzinę on ją po prostu śledzi: w autobusie, na ulicy  itp (i nawet nie ma odwagi do niej zagadać) - jednym słowem zasadniczo 'nic się nie dzieje':P (nie jestem na to uczulona jak niektórzy, no ale jednak się trochę nudziłam).  Ale w końcu 'zaskoczyło', znaczy zauroczyło mnie to wszystko. To 'nic-nie-dzianie'; to delikatne, rozgrywające się głównie poza słowami, w spojrzeniach, gestach, dotknięciach, uczucie, z jednej strony osadzone wszak w rzeczywistości, z drugiej tak magiczne, że jakby 'w chmurach'. Że człowiek się mimowolnie wycisza, żeby broń boże tego nie 'spłoszyć'. A potem... potem jest jeszcze trudniej. Nie wiem, na ile uczucie Fahaada i Andrei narodziło się faktycznie na planie tego filmu, ale w ich rolach było tyle prawdy, że czułam się trochę jak 'podglądacz'. Dawno nie widziałam takiej ładnej sceny erotycznej. W której też niby 'niewiele się dzieje', a emocjonalnie tyle się dzieje.  No i ta piękna, klimatyczna muzyka... Wygląda też, że jak Prithvi przez parę lat się szykował do 'objęcia sukcesji po panach M', tak Fahaad mu ją 'sprzątnie sprzed nosa':P Zwiastun filmu: 

sobota, 20 kwietnia 2013

Mini-przegląd filmów Smity Patil: 'Kondura' (1978), 'Umbartha' (1982), 'Ardh Satya' (1983), 'Mirch Masala' (1985)

Smita Patil to, zmarła w wieku zaledwie 31 lat, wielka legenda indyjskiego kina parallel. Jako iż nie mogłam uczestniczyć ani w zeszłorocznej retrospektywie filmów Smity na Tofifest w Toruniu, ani też w przeglądzie odbywającym się ciut później w stolicy, postanowiłam sobie urządzić własny, prywatny mini-festiwal filmów Smity - w domu:P Jak to zwykle ja starałam się, by wybrane do owego przeglądu filmy były maksymalnie różnorodne (czyli w miarę przekrojowe jeśli chodzi o lata, współpracę z różnymi reżyserami, no i - co jest moim szczególnym 'hoplem':P - uwzględniające też kontakty Smity z regionalnymi kinematografiami). Przy okazji kontynuuję także oglądanie produkcji NFDC (dwa ostatnie tytuły).

Kondura (hindi/telugu, 1978)

Kondura (czy w wersji telugu Anugraham) to - o ile dobrze liczę -  piąty (i nie ostatni) wspólny film Smity i Shyama Benegala (u któregoż to zresztą debiutowała).  A skąd się wzięła wersja telugu? Poza tym, iż Shyam pochodzi z Hajdarabadu? Sama historia (konsekwencji ślepej wiary) jest zasadniczo adaptacją powieści marackiej, jednak Benegal uznał, iż to zbyt mała potencjalna widownia i postanowił przenieść akcję filmu w inny region Indii. A tak się złożyło, iż - co mnie bardzo mile zaskoczyło - znalazł gotowego do sfinansowania tej produkcji sponsora akurat  w Andra Pradeś (prawdopodobnie pieniądze - poza swoim 'nazwiskiem', bo i zagrała w filmie, żonę bohatera - 'włożyła' Vanishri). Równoległa wersja hindi powstała 'przy okazji'. I ponoć nigdy nie trafiła do kin.
Grany przez Anantha Naga (popularny aktor kannada, którego do kina hindi 'ściągnął' ciut wcześniej także Benegal) Parshuram jest młodym, sfrustrowanym braminem. Pewnego dnia, nad brzegiem morza objawia mu się tytułowy Kondura (Amrish wyglądający tak, że to trzeba zobaczyć samemu^^), mędrzec, który obiecuje mu moc, która zapewni mu szacunek i poważanie okolicznych mieszkańców. Jest tylko jeden mały warunek: Parshuram (który jest już żonaty) musi zachować celibat...Specyficzny to w klimacie film i nie ogląda się go łatwo (a przecież choćby z powiedzmy taką, opowiadającą także o lokalnych wierzeniach/zabobonach, Jogwą było u mnie zupełnie inaczej..) Jakoś 'trzyma na dystans', nie angażuje emocjonalnie (może dopiero pod koniec), choć, jak się zastanowić, to ma ważne i cenne przesłanie. A sama Smita gra tu niewielką, choć ważną w przebiegu fabuły rolę (pięknej młodej żony siostrzeńca - i potencjalnego spadkobiercy - lokalnego właściciela ziemskiego).


Umbartha (marathi/hindi, 1982)

W filmie znanego mi już (z takich filmów jak Babasaheb Ambedekar czy Ek Hota Vidyushak) cenionego marackiego reżysera, Jabbara Patela, bohaterka Smity jest postacią jak najbardziej centralną. Sulabha, młoda, nieźle sytuowana żona prawnika (granego przez Girisha Karnada), która chce od życia czegoś więcej, niż tylko być 'przy mężu'. Chce działać, robić coś pożytecznego, pomagać ludziom, pracować. Gdy dostaje ofertę pracy w hmm... żeńskim poprawczaku? - mimo sceptycyzmu męża i zdecydowanym sprzeciwie konserwatywnej teściowej (początkowo sądziłam, że to o tym będzie tym film: o prawie kobiety do zawodowej samorealizacji) decyduje się ją przyjąć. Jest pełna energii, zapału i chęci do służenia innym. Ale czy to wystarczy? I ile ostatecznie będzie ją to 'kosztować'? Bo ostatecznie to dla mnie film przede wszystkim właśnie o tym: o cenie owej decyzji. Wysokiej i gorzkiej. Kończyłam seans z frustrującym poczuciem, że kobieta jednak ma zawsze trudniej. I nawet prawie zapomniałam o nadmiarze niepotrzebnych piosenek w filmie:P


Ardh Satya (1983)

Od kiedy zachwyciłam się Aakrosh wiedziałam, że muszę obejrzeć i ten film Nihalaniego. Liczyłam na  podobną siłę oddziaływania, ale aż tak nie było, choć to naprawdę dobry film. Po prostu tematycznie trochę inny, bo tym razem Nihalani opowiada o pracy w policji. W sposób, z którym chyba się jeszcze w kinie indyjskim nie spotkałam - chropawy i bolesny. Gdy, razem z graną przez Smitę bohaterką (nauczycielką w collegu), poznajemy Anantha (nagrodzony Nationalem i nagrodą w Karlovych Varach Om Puri), widzimy pełnego energii, jeżdżącego na motorze, interesującego faceta - obiecującego oficera policji. Świat (i kariera) zdaje się stać przed nim otworem.  Ale to tylko tytułowa 'półprawda', a z czasem sprawa robi się coraz bardziej skomplikowana... Nihalani niezwykle realistycznie pokazuje miotanie się, czy wręcz 'równię pochyłą', z której to drogi jednak zdaje się nie być już odwrotu. A rosnąca frustracja bohatera zdaje się udzielać i widzowi (który patrzy na niego, a coraz bardziej przypomina sobie epizodyczną postać graną przez Nasserudina Shaha...albo niby rozumie reakcję bohaterki Smity, a jednocześnie  chciałby, żeby choć ona wspierała bohatera...) To taki film, po którym widz miałby się ochotę  napić, jednocześnie zdając sobie sprawę, iż to niczego nie załatwi..

Mirch Masala (1985)

Bardzo osławiony debiutancki film Ketana Mehty to osadzony w pięknych gudżarackich plenerach obraz prowincjonalnej, feudalnej rzeczywistości. Takiej, w której rządzą i zasady ustalają mężczyźni, a kobiety służą głównie do zaspokajania ich potrzeb. Gdzie żona żoną, ale objawem męskości jest i posiadanie kochanek na boku, a sam pomysł posłania dziewczynki do szkoły budzi niezadowolenie (bo po co jej to? i jeszcze potem męża nie znajdzie..). Gdy budzącemu postrach w całej okolicy poborcy podatkowemu (Naseeruddin ze sprawiającym nie całkiem naturalne wrażenie wąsem) w oko wpadnie Sonbai (Smita) jej los wydaje się być przesądzony. Zwłaszcza, iż opór tyle co osamotnionej dziewczyny (mąż - mała rólka życiowego partnera Smity, Raja Babbara - właśnie wyjechał za pracą) zdaje się tylko podsycać jego zainteresowanie nią, a konsekwencje jej oporu może ponieść i cała wioska... Dumna i nieugięta bohaterka Smity przywodziła mi na myśl role Vijayashanti, tym bardziej zaczął mnie pod koniec denerwować brak jej konkretnej (aktywnej) reakcji. Aż się doczekałam. Ach, to piękne było! Odtąd już chili będzie mi się filmowo kojarzyć nie tylko z południowcami:D A na drugim planie w filmie także wiele znanych, ciekawych twarzy:) Nie wszystkie rozpoznałam: Oma Puriego w świetnej roli starego, dzielnego muzułmanina dopiero gdzieś w połowie filmu (po oczach i głosie:D), wąsatego Suresha Oberoia wcale, za to młodego Paresha w epizodzie jak najbardziej. I Deepti Naval. Jak najbardziej warto to zobaczyć.

I tak po tym skromnym przeglądzie się zaczęłam zastanawiać, jak potoczyłaby  się dalej kariera Smity, gdyby aktorka nie zmarła przy tym porodzie. Czy miałaby co grać (znaczy co ciekawego grać)? Lata 90 nie były najlepszym okresem w kinie hindi,  a nie wiem czy chciałabym oglądać Smitę w roli 'kwiatka do kożucha'. Nie taką kobietę i aktorkę. Z drugiej strony: skoro Vijayashanti (nie mogę uciec od aktorskiego skojarzenia sobie tych dwóch pań:D) w tak trudnym kinie jak telugu udało się grać główne role do 40, a pracująca równolegle ze Smitą w paralellu Shabana Azmi zagrała w tych latach takie świetne role jak Fire czy Godmother, to zapewne i Smita znalazłaby coś dla siebie. Niestety już się o tym nie przekonamy:/

czwartek, 4 kwietnia 2013

Waiting.. waiting...

Kolejna porcja wyczekiwanych filmów:)

Coś w tym jest, że najciekawsze projekty Siddartha to te poza 'rodzimą' (znaczy telugową, choć zasadniczo Sid to Tamil:D) kinematografią (nie wliczając takich rzeczy jak remake Chasme Buddor oczywiście:P). Trailer Udhayam NH4 zapowiada sie naprawdę obiecująco (i zdecydowanie nie chłopięco-słodziakowo, znaczy w głównym Sidowym imagu). No ale w końcu to produkcja (i scenariusz) Vetrimaarana (czyli faceta, którego Aadukalam zgarnął parę lat temu niezłą pulę Nationali). No i, last but not least, Kay Kay w tamilu!! A premiera ponoć już w kwietniu.

Kolejne zacne nazwisko reżyserskie (pisałam już chyba, że u mnie tak coraz częściej - znaczy to reżyserzy sprawiają, iż interesuję się danym projektem). Reżyserski debiut Rama, czyli Kattradhu Thamizh to jeden  z najlepszych tamili, jakie widziałam. Niestety i spora klapa finansowa, i chyba dlatego tak długo trzeba było czekać na kolejny film reżysera. Co ciekawe w Thangameenkal Ram (przekonany przez producenta filmu - Gauthama Menona) zdecydował się stanąć równolegle za i przed kamerą. Zagrał ojca pewnej małej dziewczynki. Czy okaże się równie dobrym aktorem jak reżyserem? I czy w ogóle przejdzie pomyślnie jakże ważny dla rezysera 'test drugiego filmu'? Mam nadzieję przekonać się o tym niedługo:)

Niedawno pisałam trochę o produkcjach NFDC. To jedna z nich. O tym keralskim filmie dowiedziałam się dopiero przy okazji trailera, który zauroczył mnie od pierwszej chwili. Jakżeby mogło być zresztą inaczej, skoro w Kaliyachan Manoj Jayan gra tancerza kathakali! Jego rolę (i muzykę z filmu) doceniła już kapituła keralskich nagród stanowych, mam nadzieję, iż wkrótce będę mogła i ja:)

O tym projekcie też dowiedziałam się dopiero trafiwszy przypadkiem na trailer (fb bywa baardzo użyteczny w tym zakresie!:)). The Coffin maker, czyli Nasseruddin Shah jako cyniczny (do pewnego momentu), specjalizujący się w produkcji trumien, stolarz. Zapowiada się myślę wielkie małe kino:

Kolejne przypadkowe 'znalezisko' z offowego nurtu kina  hindi. B.A.Pass to historia erotycznej fascynacji chłopaka z collegu i starszej od niego mężatki. Czyli coś, na czego niedobory w kinie indyjskim od jakiegoś czasu narzekam (znaczy zwłaszcza na ten układ 'on młodszy, ona starsza'. Choć dramatów erotycznych jako takich też specjalnie Indusi nie mają:P). Stąd chętnie obejrzę ten film z samej czystej ciekawości:

A postępy w produkcji tego filmu śledzę na bieżąco. I ostatnio się 'jaram' właśnie kolejnymi teaserami. Oto bowiem Dhanush jako Mariyaan, czyli 'facet, który nie umiera' (ale raczej nie kino w bondowskim stylu:D:P), znaczy jeden z indyjskich uchodźców więzionych w Sudanie. Zapowiada się piękne, wysmakowane  wizualnie kino, które najlepiej byłoby chyba oglądać na wielkim ekranie. I myślę kolejna rola Dhanusha do podziwiania.

Od pewnego czasu staram się śledzić też projekty Fahaada Fasila (świeża fascynacja zobowiązuje:D). Natholi.., Red Wine, Amen, Immanuel i nawet wiem o Iyerze w Pakistanie, z którego jednak ponoć ostatecznie zrezygnował... Ale Akam 'odkryłam' dopiero na etapie już gotowego trailera (ach, to keralskie tempo pracy:P) A ten thriller wygląda naprawdę ciekawie:

Na koniec o filmie, który w zasadzie miał już swoja kinową premierę, no ale kino marathi wciąż jest za mało znane, a godne uwagi, stąd sobie pozwalam:P Tuhya Dharma Koncha? to najnowszy film cenionego za Gabricha paus (do któregoż to obrazu o trudnej sytuacji i samobójstwach farmerów - tak, to nie Aamir pierwszy w Indiach się zajął tym tematem filmowo:P - już dawno się przymierzam) reżysera, Satisha Manwara, z bardzo lubianym przez mnie po Jogwie Upendrą Limaye w roli głównej. A mowa będzie znów o problemach prowincji (i biednych warstw społeczeństwa - tym razem adivasich) i o tak kontrowersyjnej kwestii jak religia (albo raczej grupy religijne). Bardzo pozytywne recenzje filmu dodatkowo zachęcają do jego obejrzenia:)

Fajnie jest odkrywać takie interesujące, a niekoniecznie głośne projekty i potem mieć na co czekać:)